Policzek za nieznajomość reguł
Jedną z najciekawszych postaci polskiego międzywojnia (okresu już i tak szalenie barwnego) był bez wątpienia Józef Łokietek. Działacz PPS-u, człowiek o bardzo szerokich horyzontach (obronił między innymi doktorat z chemii), należał do postaci w niejasny sposób powiązanych ze sferami rządowymi. Cieszył się między innymi ogromnym uznaniem marszałka Piłsudskiego (na zdjęciu), co do pewnego stopnia zapewniało mu bezkarność w wypadku rozmaitych ekscesów. Łokietek był oficjalnie intelektualistą o socjalistycznych sympatiach. Nieoficjalnie: szefem gangu wymuszającego haracze od warszawskich handlarzy.
O jego pozycji świadczą najlepiej przytoczone przez autora słowa Jana Balcerzaka: "(...) Łokietek, będąc w nastroju ochoczym, wchodził do lokalu gastronomicznego ze swą świtą: na jego widok orkiestra restauracyjna grała "Pierwszą Brygadę", na co wszyscy goście podnosili się z siedzeń (...), co dla nieobeznanych gości było nowością (...) Wówczas, spostrzegłszy to, Łokietek podchodził do każdego z tych [ludzi], wymierzał każdemu silny policzek, a gdy to nie poskutkowało, świta jego powtarzała razy (...) do momentu, aż delikwenta odwieziono karetką pogotowia".