Wiara, nadzieja i zaślepienie
Podróżowali na razie po tej jedynie słusznej stronie żelaznej kurtyny, w towarzystwie bacznie ich pilnujących opiekunów. Shin znów był za kamerą, zaś Kim oddał mu to, co odebrała własna ojczyzna. Czuł spełnienie i ekscytację. Przez trzy lata kręcił wraz z Choi filmy. Za pierwszą produkcję dostali po najnowszym modelu mercedesa. A Kim zaufał im na tyle, że właściwie sam wypychał parę za granicę. Po pewnym czasie wręcz zgodził się na uruchomienie wytwórni w nafaszerowanym szpiegami Wiedniu.
Ignorował prawdę i wszelkie przesłanki ku temu, że reedukacja Koreańczyków z południa nie miała prawa się udać. Nie zważał zupełnie na to, że solenne zapewnienia, iż znaleźli oni w Korei Północnej swą terra felix, są niczym innym jak blagą. Może tak bardzo chciał wykorzystać Shina i Choi jako instrument propagandy, że nie był w stanie dostrzec irracjonalności całej sytuacji? Trudno jednak uwierzyć, że niezachwiane przekonanie i bezbrzeżna wiara, że filmy Shina staną się zyskownym towarem eksportowym, który podniesie na nogi koreańską gospodarkę od lat balansującą między agonią a stanem terminalnym, aż tak zafałszowało mu postrzeganie rzeczywistości.