Trwa ładowanie...
recenzja
26 kwietnia 2010, 16:19

Dżabbersmoka, ach, strzeż się, strzeż!

Dżabbersmoka, ach, strzeż się, strzeż!Źródło: Inne
d48yr75
d48yr75

Koralinę obsypano nagrodami: Nebulą, Hugo oraz Nagrodą Brama Stokera – nie bez powodu. Podobnie jak uzasadnione są porównania z Alicją w Krainie Czarów Lewisa. Neila Gaimana można – właśnie dzięki Koralinie i Księdze cmentarnej – porównać w pewnym sensie do Tima Burtona: obaj potrafią stworzyć świat bajkowy i zarazem niezwykle mroczny, widmowy, rodem z dziecięcego koszmaru; przerażający i urzekający jednocześnie. Niezwykły. Bohaterkę Gaimana wiele łączy z Lewisowską Alicją: obie są rezolutnymi, ciekawskimi dziewczynkami, współdzielącymi pasję odkrywania otaczającego je świata, które – co oczywiste – nie znoszą nudy: odwiecznego wroga dziecięcych zabaw. Koralinę – uparcie poprawiającą otoczenie, które błędnie wymawia jej imię jako „Karolina” – poznajemy w momencie, gdy ona sama właśnie przeprowadziła się z rodzicami do nowego mieszkania. Zafrapowana wszystkim, co nowe, dziewczynka poznaje stare panny Spink i Forcible, wraz z ich nieodłącznymi, karmionymi ciastkami psami, dziwnego staruszka ze
strychu, zajmującego się tresurą myszy oraz zblazowanego, czarnego kocura przechadzającego się tu i ówdzie. Wraz z Koraliną zaglądamy do każdego kąta zaniedbanego, starego ogrodu, zaglądamy do środka zakrytej deskami studni, poznajemy nowy dom, którego atmosfera nie wiedzieć czemu zdaje się duszna i ciężka, a pokoje – szare i ponure. Słuchamy wywodów starych, smutnych w gruncie rzeczy, sąsiadek-aktorek, które z nostalgią wspominają zamierzchłe dzieje wątpliwej, bo opartej na kilku drobnych rólkach, sławy, a także relacji z nieudanych prób wytresowania myszy, jakie na strychu podobno prowadzi zagadujący Koralinę staruszek. Myszy – zamiast poddać się ćwiczeniom – wolą śpiewać dla Koraliny piosenkę-ostrzeżenie, choć właściwie nie wiadomo po co, ani też skąd im przyszedł do głowy taki pomysł. W dodatku wciąż pada deszcz, a rodzice – zapracowani, niemal przyklejeni do monitorów swych komputerów – odsyłają Koralinę gdziekolwiek, byleby tylko nie bałaganiła zbytnio. Wszystkie zabawki straciły urok, kasety zostały
obejrzane, w telewizji skończył się program przyrodniczy i zostali jedynie nudni panowie w krawatach, a na obiad zostały podane – zamiast czegoś pysznego – znienawidzone przez dziewczynkę wymyślne potrawy ojca. Zapanowała nuda i, jak mi się wydało przy pierwszej lekturze, żal. Żal do dziwnych dorosłych, którzy nie pozwalają się bawić, których obojętność przeraża, a którzy bardziej przypominają manekiny, zamiast żywych ludzi.

Być może dlatego – a także z wrodzonej ciekawości – Koralina wybiera się na wyprawę do tajemniczych, pokazanych jej kiedyś przez matkę, drzwi, za którymi nie miało być nic, poza ceglaną ścianą. Jednak kiedy dziewczynka otwiera je sama, za nimi, za magicznym portalem, rozciąga się drugi, alternatywny świat. Przypominający lustrzane odbicie domu Koraliny budynek zamieszkują te same (a raczej: prawie te same) postacie: rodzice, sąsiadki i staruszek ze strychu. Właściwie niemal nic ich nie różni od tych, którzy zostali za niezwykłymi drzwiami – nic, poza oczami z guzików, ziejącymi pustką i sączącymi grozę w oczy patrzących. „Drudzy” rodzice zawsze są mili i mają czas, sąsiedzi nigdy nie mylą imienia bohaterki, a ona sama zyskuje mnóstwo cudownych zabawek, które mają rozwiać nudę.

Świat, który magnetyzuje idealnością wszystkiego, co się w nim dzieje, który wciąga tak bardzo, że trudno mu się oprzeć, nagle… traci urok. Drudzy rodzice okazują się być okropnie zaborczy, a ich miłość – o ile to oczywiście jeszcze (lub w ogóle) można miłością nazwać – osacza, owija w lepki, duszny kokon napastliwej czułości. O tym, że rodzice zza drzwi wcale nie są dobrzy, Koralina przekonuje się, gdy spotyka dusze porwanych wiele lat temu dzieci. Wówczas zdaje sobie sprawę, że i ona znalazła się w śmiertelnym niebezpieczeństwie i tylko jej inteligencja oraz spryt mogą ją uratować od zguby. Zawiera z paskudną czarownicą-matką pakt i wyrusza na poszukiwanie środka, dzięki któremu będzie mogła wrócić do swojego domu. Nagle, niemal znikąd, pojawia się czarny kot…

Ta książka to rzecz niezwykła: piękna i zarazem mroczna opowieść o pokonywaniu czarownic, wampirów, smoków… jakkolwiek zresztą by nie nazywać lęków, które trzeba oswoić i uczuć, z którymi trzeba się uporać. Gaiman stworzył, co zresztą w przypadku tego pisarza nie może dziwić, tekst ogromnie plastyczny: opisywany świat jest właściwie zawsze szary, tylko ubranie Koraliny odbija się odeń wesołymi plamami koloru. Kiedy czytałam tę książkę, nieodparcie wracały do mnie obrazy filmowe Burtona, jak choćby „Vincent”, „Sok z żuka” czy „Edward Nożycoręki” – nie chodzi tu zresztą o porównania treści, raczej panującej atmosfery, kolorystyki czy po prostu podobnego obrazowania, tożsamej wrażliwości.

d48yr75

Koralina przeraża: nie tylko oczami z guzików, zaborczymi uczuciami „drugich” rodziców, tajemniczymi śpiewami szczurów i myszy i przedziwnym spokojem głównej bohaterki, zachowującej zimną krew w najgorszych momentach. Ta książka przeraża także czymś innym, paradoksalnym, może trudniejszym do uznania dorosłemu, mianowicie groza kryje się w jej… prawdopodobieństwie. Smok – w jakiejkolwiek postaci – istnieje, trzeba sobie to uświadomić, podobnie jak fakt, że zawsze można go pokonać. Nie tylko sięgające po Koralinę dzieci będą zachwycone: ta książka, w żadnym razie nie infantylna, to istna czytelniczo-wyobraźniowa uczta. Szczególnie natomiast polecana rodzicom o guzikowych oczach pełnych napastliwości oraz tym zaabsorbowanym czubkiem własnych nosów, którzy nawet nie zauważają, jak ich pociechy znikają za tajemniczymi drzwiami…

d48yr75
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d48yr75

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj