Trwa ładowanie...
recenzja
24-06-2012 12:39

Duchowość dla zabieganych

Duchowość dla zabieganychŹródło: Inne
d11cp5z
d11cp5z

Nie ma to jak być, współcześnie żyjącym, angielskim ateistą. Mieszkać na prowincji: nie śpieszyć się, interesować się postępami nauk przyrodniczych i lżyć na fanatyzm religijny. Jednak życie Michaela Bootha nie jest, usłaną ateńskimi wieczorami, idyllą. Ów mężczyzna, pomimo tego, że jest niewątpliwie bezwyznaniowym obywatelem Wielkiej Brytanii, nie prowadzi sielankowej egzystencji zrównoważonego psychicznie racjonalisty. Dopada go wiele arcyludzkich problemów, które wielu określa mianem kryzysu wieku średniego. Niezbyt udany bilans połowy życia. Spadek wydolności. Zalążki chorób. Niemrawy alkoholizm. Coś należało z tym fantem zrobić.

Przyznam się, że nie czytałem poprzednich publikacji angielskiego dziennikarza, specjalizującego się w pisaniu o kulinarnych podróżach. Wyprawa do Indii zapowiadała się smakowicie, to jednak nie mamy tu do czynienia z kolejną, relaksującą książkę o jedzeniu i piciu. Bo czymże jest dla wchodzącego w wiek średni neurotyka wyprawa do Indii? Dodam na wstępie, że do podróży na Wschód namawia go żona, która zaniepokojona psychiczną i fizyczną formą ukochanego, postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. I takim sposobem, racjonalizujący każdą sytuację smakosz, znalazł się w odległym kraju (oprócz małżonki towarzyszyła mu dwójka dzieci), po to by z rozlazłego średniolatka przemienić się, w pogodzonego z losem, zdyscyplinowanego mężczyznę. W końcu, od czego jest lux ex orientae w postaci jogi oraz medytacji transcedentalnej! Egzotyczne wakacje? Wewnętrzne rozterki? Duchowe przebudzenie? Cieszę się, że autor tej książki jest Anglikiem, zachowującym dystans do samego siebie, niemalże w każdej, w nawet najbardziej
uduchowionej, sytuacji. W przeciwnym wypadku, namawiająca do modłów i konsumpcji książka, okazałaby się dla mnie ciężkim orzechem do zgryzienia. Tak jednak się nie stało, chociaż zawsze można kręcić nosem, że wyprawa na subkontynent indyjski, przysłowiowej Ameryki nie odkrywa, to jednak jej lektura jest przyjemna, pożyteczna, a w wielu miejscach zabawna. Przyjemna, bo wyprawa do ojczyzny Buddy i Gandhiego działa, także w tym wypadku, na wyobraźnię. Pożyteczna, bo uczy wiele z niej można się nauczyć o humorkach niemalże czterdziestolatka, a przede wszystkim pokazuje, jak skorzystać z duchowej mądrości pradawnej cywilizacji i nie zwariować. Zabawna, bo nieudacznik w bolywoodzkiej scenerii, potrafi rozbawić nawet podczas najbardziej karkołomnego rozciągania. I takim sposobem dochodzimy do największej zalety indyjskich zapisków, angielskiego autora: dawno nie czytałem książki, która skutecznie, poprawiałaby humor bez popadania w przesadny ton poradników.

Jedz, módl się, jedz okazuje się, skrojoną na wakacyjny czas, opowieścią o ateiście, który wybrał się w podróż na wschód. Oczywiście, że do duchowych wojaży nie trzeba wcale, zaciągać kredytu, by osobiście stwierdzić, co pływa w Gangesie, lecz przede wszystkim zmienić nastawienie do życia i poczuć się nareszcie błogo. Uważam przy tym, że książka Bootha może przy tym pomóc. Dlatego warto po nią sięgnąć. Autorowi udało się przy pomocy zwykłych słów, oddać, bez popadanie w pretensjonalność, kawałek życia wewnętrznego współczesnego człowieka, co samo w sobie jest niemałym wyczynem; a przy okazji przyczynić się do poprawy nastroju, znajdującego się w okopach przeróżnych zajęć, recenzenta.

d11cp5z
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d11cp5z