To książka zbudowana z bardzo intensywnych emocji, które aż wylewają się z każdej strony. Jeśli istnieje w potocznej polszczyźnie wyrażenie „pisać na kolanach”, czyli uderzać w ton bałwochwalczy, to powinno wejść nowe – „czytać na baczność”, czyli nie tyle smakować tekst, co dotykać spraw niezwykle trudnych, do bólu intymnych, bolesnych nawet dla czytelnika, który podobnych przeżyć nie miał. Inaczej się do książki podejść nie da. Już okładka krzyczy, że będzie o molestowaniu. Czyli będzie bardzo poważnie. Pierwsza uwaga; niesłychanie trudno jest mówić o sprawach tak drastycznych, dramatycznych i ogólnie strasznych jak wykorzystywanie seksualne dzieci. Jak podejść? Jak pisać? Co pisać? Jak wkroczyć w tę sferę? Jak pokazać, opisać, opowiedzieć to, co w zasadzie nie jest do opisania? Książka Moniki Mularczyk Brudny dotyk odpowiada na wiele z tych pytań, a jednocześnie wykracza poza ramy opowieści o strasznych wydarzeniach, stając się ciekawą opowieścią o ludzkich losach. Książka powstała na podstawie
prawdziwych historii wysłuchanych i skrupulatnie spisanych w raporcie, nie jest jednak dokumentem, ma ciekawą akcję i fabułę. I choć inspiracją są wydarzenia prawdziwe – raport dla Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, potem rozmowy z dorosłymi już wychowankami domów dziecka, którzy przeżyli tam piekło, to autorka znalazła drogę do tego, jak pokazać tragedię, nie epatując jednocześnie korowodem nieszczęść, a kusząc się o próbę analizy psychologicznej i odpowiedź na pytanie: jak się żyje „po”. Bo nie ulega wątpliwości, że brudny dotyk, to ten rodzaj dotyku, który kaleczy. Na całe życie. Bardzo dotkliwie.
Głowna bohaterka, Nina, jednoczy w swej postaci fragmenty życiorysów tych właśnie dzieci, które przeszły przez różnego rodzaju placówki opiekuńcze i tam zostały potraktowane niezwykle brutalnie. W miejscu, które ma zastąpić dom rodzinny, dzieją się rzeczy straszne i książka jest na pewno bardzo jasnym komunikatem – osoby prowadzące tego typu placówki to nie tylko serdeczni wychowawcy z powołania, ale także zwyrodnialcy, zboczeńcy o sadystycznych skłonnościach, którzy pod przykryciem dyscypliny i „wychowania” realizują swoje chore fantazje. Bezkarnie. Przywołane wspomnienia dorosłej dziś Niny pokazują zupełne zagubienie i osamotnienie skrzywdzonych dzieci, bo de facto nie mogą one liczyć na pomoc ani instytucji, ani nikogo z feralnego domu dziecka – tam panuje zmowa milczenia. Dopiero sytuacje ekstremalne – ciąża wynikająca z gwałtu, czy desperacka ucieczka zwracają uwagę na dramat, któremu można było zapobiec. Drugi ważny wątek tej książki to próby pokazania psychiki i umysłowości dorosłej już Niny,
która z jednej strony ma już za sobą koszmar gwałtów i złego traktowania, z drugiej to wszystko tkwi w niej bardzo głęboko rzutując na całe życie i relacje z otoczeniem. Hasło kampanii społecznej – „Zły dotyk boli przez całe życie” - jest w tej książce pięknie (jeśli można użyć takiego przymiotnika w tym kontekście) ubrane w dialogi i wydarzenia. Bardzo dobrze pokazano tutaj wyobcowanie, zamknięcie i te niesamowicie grube mury, które bohaterka buduje wokół siebie, by nie dać się skrzywdzić. Bo taką osobę można skrzywdzić zupełnie nieświadomie – niewłaściwy ruch, zbyt gwałtowna pieszczota, czy użycie neutralnego z pozoru słowa, które kiedyś wypowiadał kat, powoduje zerwanie lawiny negatywnych emocji, z którymi poradzić sobie nie sposób. Taka kobieta jest krucha jak porcelanowa filiżaneczka i po prostu nie można się z nią obchodzić nierozważnie. Można ją bardzo łatwo uszkodzić. Inny ważny aspekt w tej części – olbrzymie znaczenie przyjaźni i wsparcia. Bo, okazuje się, że można oswoić nawet najgorszy koszmar,
wyjść zwycięsko z potyczki z własnymi wspomnieniami, jednakże w pojedynkę jest to bardzo trudne, czy wręcz niemożliwe.
Przed lekturą obawiałam się schematu, naturalistycznych opisów, freudowskich zapętleń, makabry, Autorka potraktowała jednak te wydarzenia z należytą dyskrecją i delikatnością. W sferze emocjonalnej nie oszczędza jednak ani bohaterów, ani czytelnika. Gra na emocjach na najwyższych rejestrach, stale konfrontuje z dramatem uczuć, sytuacji, wyborów. Tę książkę dobrze się czyta, ale na pewno nie lekko. Bo ludzkie odczucia skumulowane, pokazane z dużą intensywnością, prezentowane bez chwili przerwy na błahe jakieś didaskalia, to nie jest materiał na czytadło na urlop. Nie tylko główna bohaterka zmaga się z samą sobą. Na scenę wkracza Wiktor, który również został przez los okaleczony; choć jego historia nie ma nic wspólnego z molestowaniem, czy koszmarem z dzieciństwa, to on też ma z czym walczyć. I postać możne najmniej tragiczna, ale bardzo potrzebna - Adam. Jego właśnie należało postawić na drodze dojrzewającej do miłości Niny, z drugiej strony – ta postać jest pretekstem, by namalować fragment polskiego
piekiełka, jakie kwitnie na styku biznesu, polityki i show biznesu. Znacząca jest scena, gdy tabloid publikuje zdjęcia narzeczonej przyszłego parlamentarzysty wyraźnie zaznaczając strzałką brzuch, w którym może już coś się rozwija. Wymarzone zagranie PR, nic tak nie ociepla wizerunku kandydata jak powiększająca się rodzina. Można pójść jeszcze dalej, skoro narzeczona była kiedyś w domu dziecka, to powinna tam wrócić i dać się sfotografować z sierotkami. Przy odrobinie szczęścia tabloidy ochrzczą ją mianem polskiej Lady Di. Myślę, że nie można było opisać tego lepiej. Mając takich bohaterów męskich pokusą nie do odrzucenia jest ich konfrontacja, która wychodzi po prostu świetnie. Bardzo podoba mi się pięknie wyrysowany trójkąt, w jakim przyszło odbijać się Ninie, która z jednej strony miłości pragnie, z drugiej miłości się boi. Tak dalece, że pozwala sobie na zachowania gwałtowne, histeryczne, czy wręcz desperackie. I gdyby można było napisać podręcznik o złożoności działania kobiecych emocji, to pierwsza
strona powinna być cytatem ze strony numer 321 tej właśnie książki:
„- Zostawiłeś mnie!!! – wrzasnęła z bólem w głosie. Ich powitanie od początku nie wyglądało dobrze, ale gdy zapytał, czy naprawdę znaczył tak niewiele w jej życiu, nie wytrzymała
. – Jaaa?! – Nie pozostawał dłużny. – Ja cię zostawiłem?! Jak śmiesz tak mówić?! Kazałaś mi odejść!
– Tak, kazałam! A ty poszedłeś! Jak zbity pies, z podkulonym ogonem! […] Ty poszedłeś! Posłuchałeś mnie! Odwróciłeś się na pięcie i już cię nie było!
Opuścił głowę, wiedząc, że ma rację.
– Zrobiłem, o co mnie prosiłaś – powiedział niespodziewanie cicho.
– Owszem! – krzyczała dalej. – A czy naprawdę nie przyszło ci do głowy, że nie byłam w stanie wtedy podejmować decyzji?! Co wtedy zrobiłeś, by mi pomóc? Co zrobiłeś, by było inaczej? Nawet nie czekałeś… - dokończyła już cicho.”
Jest tu kilka wątków, które powodują odczucia ambiwalentne. Próba opisy pobytu w szpitalu psychiatrycznym połączona z próbami wniknięcia do zszarganej, sponiewieranej duszy nastolatki, która przeżyła gehennę, a jej równowaga psychiczna przestała być równowagą. Czy to w ogóle można próbować opisać? I czy to był najlepszy sposób? I następna wątpliwość; kobieta potwornie skrzywdzona, zastraszona, zamknięta przed światem bardzo szczelnie, taka, którą dotyk po prostu boli jest w stanie zapomnieć o tym ekspresowo szybko, bez konieczności powolnego oswajania się z drugą osobą, bez wszystkich tych etapów pośrednich. Niezwykle szybko bohaterka przeistacza się z ofiary w stuprocentową kobietę zdolną kochać, cieszyć się dotykiem i mieć wspaniałe orgazmy. Czy rzeczywiście tak się dzieje w większości przypadków, czy może Nina akurat była wyjątkiem? Dla logicznie myślącego czytelnika jest to co najmniej nieprzekonujące.
Filmowcy lubują się w rozwiązaniach typu „2 years later”. To bardzo ułatwia sprawę. Niejednokrotnie zwalnia od konieczności pokazania trudnych rozwiązań jeszcze trudniejszych spraw; kilka ujęć zastępuje godzinę wyjaśniania, rozgrywania kluczowych scen, przeprowadzenia bohaterów przez wydarzenia rozstrzygające. I nie jest to zły pomysł. I podobny zabieg stosuje Autorka, prawdopodobnie oszczędzając nam sporej dawki decybeli przy kłótniach, czy lukru przy szczęśliwych amorach, jednakże pozbawia nas przy okazji scen, które naprawdę warto przeczytać. I jeśli technika zdawkowego komentarza odnośnie do innych luk w akcji była dobrym rozwiązaniem, to akurat w tym – końcowym rozdziale cięcie było zbyt radykalne. A może to po prostu moja ciekawość, dotycząca tego, jak Autorka poradziłaby sobie z dialogami i z samą Niną, która tak długo nie mogła poradzić sobie sama ze sobą.
Książki się nie ocenia po okładce. I ta okładka zupełnie nie wpłynęła na moje odczucia z tekstem związane. Myślę, że podobnie będzie w przypadku innych czytelników. Jakkolwiek, z okładki zieje tym, co zwykle umieszcza się na marginesie artykułów o molestowaniu seksualnym; zabłąkany miś, który nie obroni krzywdzonej dziewczynki, postać wycofująca się w obronnym geście, zbyt duże szpilki dziewczynki, której odebrano dzieciństwo. Jasne, to wszystko wpisuje się w tematykę książki, tyle że na ten pomysł wykorzystywany jest zbyt długo, by można było mówić o oryginalności, czy pomysłowości. Stanowi jasny komunikat, ale przecież w tej książce nie tylko o to chodzi; od jasnych komunikatów są raporty. Ta książka daleko wykracza poza stylistykę dokumentu, czy raportu. Autorka doskonale łączy talent literacki z umiejętnościami rozumiejącej dokumentalistki. Jakby to było pięknie, gdyby to wszystko było tylko fikcją literacką.