Dobry potwór nie jest zły
Czy warto się ich bać?
Co tu kryć, w literaturze dziecięcej nic nie jest już tak oczywiste, jak niegdyś. Dzisiejsi bohaterowie bezwstydnie wyrywają się w ról, przypisanych im jeszcze w czasach braci Grimm i ich znamienitych konfratrów, którzy w bogobojnej misji oswajania folkloru i porządkowania świata zmieniali złe matki w macochy oraz przydawali ludowym opowieściom dobre zakończenia.
Co tu kryć, w literaturze dziecięcej nic nie jest już tak oczywiste, jak niegdyś. Dzisiejsi bohaterowie bezwstydnie wyrywają się w ról, przypisanych im jeszcze w czasach braci Grimm i ich znamienitych konfratrów, którzy w bogobojnej misji oswajania folkloru i porządkowania świata zmieniali złe matki w macochy oraz przydawali ludowym opowieściom dobre zakończenia.
W ich wersjach baśni czarownice były złe oraz dybały na życie niewiniątek, a jakimś ulotnym walorem mogła ostatecznie błysnąć córka czarownicy, ale tylko wtedy jeśli pod wpływem przemożnego uczucia do dzielnego bohatera zdradzała rodzinne wartości i dopomagała mu w pokonaniu krewniaków, żeby na końcu szczęśliwie zostać jego żoną (Medea, królewny Kolchidy, srodze się zawiodła na tej strategii małżeńskiej, ale greckim bohaterom nie należało ufać już na długo przed kryzysem finansowym). Jasne, czasami głupi Jaś okazywał się zaskakująco sprytny, bestia zmieniała się w dziedzica królestwa, a spod oślej skórki wyglądała śliczna księżniczka, lecz role były uczciwie rozdane, a olbrzym był niezdarnym, tępawym olbrzymem i nie miał w planach kariery w balecie.
A teraz? Teraz wcale nie można być pewnym, czy czarownica nie błyśnie nam w oczy uciśnioną niewinnością, a królewna nie okaże się wredną zołzą.