F jak Frankenstein (Robert de Niro)
Podejrzewam, że rola monstrum jest pewnym wyzwaniem aktorskim. De Niro czasem próbuje zerwać (niepotrzebnie) ze swoim stereotypem ról włoskich gangsterów, rzucając się do walki o uznanie na innym polu. To dobrze, sęk w tym, że nie zawsze mu to wychodzi. W ekranizacji powieści Mary Shelley jest tak do siebie niepodobny, i mający tak niewiele do zagrania, że szkoda było wydawać dolary na jego opłacenia. A wszelkie te momenty uczłowieczenia, które miały wzruszać, raczej zniesmaczały, lub zwyczajnie bawiły. Nie, Frankenstein zawsze będzie miał twarz Borisa Karloffa i kropka!