Trwa ładowanie...
recenzja
23-09-2010 13:19

Dla putinożerców

Dla putinożercówŹródło: Inne
d3d159c
d3d159c

Labirynt Putina z pewnością uraduje serca – jeśli w tym wypadku można mówić o radości – wszystkich wyznawców wiary w spisek tuskowo-putinowski, który miałby doprowadzić do zamachu na prezydenckiego tupolewa. W przeciwieństwie do Amerykanów, których ta książka może zaszokować, my nie znajdziemy w niej nic szczególnie nowego na temat byłego prezydenta Rosji i charakteru jego rządów, bo jako bliscy sąsiedzi nasiąknęliśmy już odpowiednią wiedzą. Jednak Labirynt Putina dobitnie forsuje najważniejszą dla wierzących w smoleński zamach tezę: jeśli chodzi o czynienie zła, Putina stać na wszystko, a nawet na jeszcze więcej.

Autor Steve LeVine przez kilkanaście lat mieszkał lub odwiedzał tereny byłego Związku Sowieckiego. Gdyby był Rosjaninem, po publikacji Labiryntu musiałby się zacząć się obawiać o swoje życie, tak jak opisywane przez niego postacie: Anna Politkowska, Aleksander Litwinienko, Paul Klebnikov, wydawca rosyjskojęzycznej wersji magazynu „Forbes". Wszyscy zamordowani, ponieważ... no właśnie, dlaczego? Opinia publiczna obwinia Putina, w końcu cała trójka ośmieliła się go krytykować. Jego, twórcę nowej Rosji, który wydobył kraj z posowieckiego jelcynowskiego chaosu, wprowadził go na drogę bogactwa i sprawił, że kraje zachodnie znowu zaczęły się liczyć z jego głosem. O Putinie więc albo dobrze, albo wcale. A LeVine pisze bardzo źle. O nim i o całym stworzonym przez niego systemie, w którym strukturę władzy tworzą w większości byli i obecni funkcjonariusze służb bezpieczeństwa FSB, spadkobierców KGB. W tym systemie śmierci nawet powszechnie znanych osób rozpływają się w atmosferze powszechnego na nie przyzwolenia –
także ze strony dużej części społeczeństwa, zadowolonej z nagłego pojawienia się bajkowego bogactwa. A zatem nawet jeśli to nie Putin wydał osobiście wyrok śmierci na Politkowską i innych – a takie przekonanie jest powszechne – to on jest odpowiedzialny za układ wojskowo-polityczny i klimat społeczny, na tle których dzieją się te wstrząsające Zachodem wydarzenia.

LeVine opisuje, jak Putin - człowiek znikąd, szpieg o niewielkim znaczeniu – uzyskał władzę, by następnie przekształcić się we Wszechputina, twardego rządcę trzymającego co prawda wszystkich za mordy, ale i uwielbianego za przywrócenie Rosji poczucia mocy. Na początku tej drogi stoi śmierć około trzystu ludzi, którzy zginęli w 1999 roku wskutek czterech wybuchów bombowych w blokach mieszkalnych.* Putin dokonał polaryzacji, która odtąd przynosiła krwawe skutki: za zamach są odpowiedzialni Czeczeni, a z terrorystami nie będzie już nigdy więcej żadnych negocjacji.* LeVine twierdzi, że za zamachami mógł stać sam Putin, a antyczeczeńska krucjata wywindowała jego karierę. Tak czy inaczej, potem wszystko potoczyło się już samo: tragiczne wydarzenia w teatrze na Dubrowce i w szkole w Biesłanie, śmierć ludzi mediów, którzy poważyli się krytykować takie postawienie sprawy przez Putina.

W dalszej części były prezydent, a obecny premier i prawdopodobnie nadal faktyczny rządca, jakby usuwa się w cień, a na pierwszy plan wysuwają się osoby o innej niż jego wizji Rosji. Oczywiście Putin, choć niewidoczny, cały czas jest głównym oddziałującym. To o nim i przeciw niemu piszą Politkowska i Litwinienko. Ale teraz to na nich koncentruje się uwaga autora Labiryntu. Zachodnia opinia publiczna widzi w nich kryształowe ofiary, męczenników za demokrację. LeVine pokazuje ich z bliska: ma się wrażenie, że są to ludzie, którzy nie do końca wiedzieli, w co się pakują, wystawiając się na gniew Putina, ale uwierzyli w romantyczne wyobrażenie o sobie samych. Politkowska miała czterdzieści jeden lat, gdy jej dziennikarska kariera zaczęła dopiero nabierać rozpędu; Litwinienko był zbiegłym szpiegiem, teatralną postacią wietrzącą wszędzie spiski i domagającą się nieustannej uwagi; Klebnikov, urodzony w Stanach, był nasiąknięty ideałami starej Rosji i w ząb nie rozumiał nowej. LeVine docenia ich wysiłki, ale
patrzy na nich ze sceptycyzmem, czasem z drażniącym protekcjonalizmem – oto płomienni i nieostrożni Rosjanie, tak roznamiętnieni swoją walką o inną Rosję, że nie zauważyli przekroczenia granicy, za którą ich życie przestało być chronione. Jeśli wierzyć autorowi Labiryntu, motywem działania całej trójki, oprócz autentycznego zaangażowania w sprawę, było też umiłowanie obrazu samych siebie jako bojowników o prawdę. I ekscytacja wywołana poczuciem własnej ważności, prowadząca do zaślepienia na sprawy bezpieczeństwa. Co prawda wszyscy troje, jak pisze LeVine, mieli pełną świadomość tego, że każdy dzień może być ich ostatnim. Ale w głębi duszy chyba nie do końca w to wierzyli – tym bardziej ponure wydaje się precyzyjne działanie putinowskiej machiny, nieustępliwie koszącej wysuwających się przed swój rząd intelektualistów.

d3d159c

W Labiryncie Putina czytelnik znajdzie rzetelne wyjaśnienia, w jaki sposób Putin doszedł do władzy, w jaki sposób ją utrzymuje, jak doszło do wydarzeń na Dubrowce, w Biesłanie, w windzie bloku, w którym mieszkała Politkowska. LeVine'owi nie udaje się jednak do końca wyjaśnić – chociaż zadaje on sobie sporo trudu – nadrzędnego pytania, nad którym głowi się Zachód: dlaczego taka jest Rosja, dlaczego tak się tam dzieje? Czemu Rosjanie znoszą bez większego sprzeciwu tak niewyobrażalne cierpienia, czemu ludzkie życie jest tak pozbawione znaczenia? Czemu Rosja po upadku Związku Radzieckiego, zamiast podążać ku pełnej demokratyzacji jak np. Polska, zdaje się wręcz cofać do czasów Iwana Groźnego i Piotra Wielkiego? Czy tkwi to w jakimś „narodowym charakterze" Rosjan? LeVine podaje wiele teorii, ale tę – jakoby Rosjanie byli szczególnie predestynowani do cierpienia – odrzuca („dlaczego ludzie zniewoleni przez dyktaturę mieliby ją lubić?"). Moim zdaniem w „narodowym charakterze" może jednak tkwić część prawdy –
niektóre narody w cierpieniu upatrują jądra swej osobowości. Polacy jednoczą się najpełniej wobec śmierci i katastrofy, Koreańczycy mają całą teorię cierpienia o nazwie han. A może przyczyna stanu rzeczy w Rosji tkwi w zobojętnieniu społeczeństwa na ten cały ogrom cierpień? Muszę przyznać, że w trakcie lektury o kolejnych aktach terrorystycznych i zamachach ogarniało mnie podobne zobojętnienie. I przeświadczenie, że temu reżimowi nie sposób się przeciwstawić ani czuć się spoza niego wyjętym. Ponura konstatacja, zwłaszcza jeśli chodzi o pytanie, które dręczy i dzieli Polaków od kwietnia.

d3d159c
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3d159c