Rozmowa z Szymonem Hołownią
I żeby docierało do jak największej liczby odbiorców?
Oczywiście. Moje marzenie to teologiczne Centrum Nauki Kopernik. Pokazanie, jak to działa, wytłumaczenie, i zrobienie tego w taki sposób, żeby przychodzące wycieczki miały poczucie, że dowiadują się czegoś o świecie i że jest to fascynujące. "Teleewangelistą" jeszcze nie jestem, bo nie umiem zapełniać tzw. mega kościołów i tłumaczyć, że twój portfel również chciałby być zbawiony, a Jezus chciałby, żebyś podróżował pierwszą klasą i dlatego właśnie teraz wyślij na numer 0-700... drogiego smsa. Ale nie wiem, może wszystko przede mną, zobaczymy... (śmiech).
Masz takie ambicje - zapełniać kościoły wielkości stadionów tysiącami wiernych?
Nie. Dla mnie nie ma znaczenia, czy na spotkanie przyjdzie 50 czy 1350 osób, co też się zdarza, bo i tak spalam się totalnie w czasie tych spotkań, intensywność rozmowy z ludźmi jest taka, że nie ma czasu oglądać się na liczby. Ale przyznam, że miałem niedawno taki moment, gdy poszedłem po raz pierwszy w życiu na mecz, był to mecz otwarcia Euro 2012 - Polska : Grecja.
Kompletnie nie znam się na piłce nożnej, nudziłem się, nie wiedziałem, co się dzieje, bo nie słyszałem Dariusza Szpakowskiego, który zawsze w telewizorze wyjaśniał mi, o co chodzi. Więc ci panowie ganiali z piłką, a ja patrzyłem na trybuny i myślałem o tym, co musiałoby się stać, żeby te 50 tysięcy ludzi przyszło tutaj dla Jezusa? Żeby to Jezus ich tu ściągnął, a nie 22 facetów i kawałek skórzanej kulki?