Rozmowa z Szymonem Hołownią
Młodzi protestanci ze Stanów, którzy potraktowali Ewangelię poważnie i żyją z najbiedniejszymi w Filadelfii. Kardynał Maradiaga z Tegucigalpy, który przewiózł mnie osobiście pilotowanym śmigłowcem, a ja widziałem jak naraża życie w kraju, gdzie w każdej chwili ktoś może go zastrzelić. Kapelan kaplicy w manilskim supermarkecie. Turkmenistan, gdzie przez kilka lat pierwsi katoliccy księża odprawiali mszę w pustej kaplicy, dziś spotkałem osiemdziesiąt procent liczącego około stu osób Kościoła.
Od dawna mam poczucie, że wracamy do czasów pierwszych chrześcijan, przerabiać będziemy dokładnie to, co oni. U zarania chrześcijaństwo przetrwało, bo małe, odległe od siebie gminy, zakładane tam gdzie trafiali Apostołowie, pisały do siebie listy. Ja też woziłem teraz listy - z Zambii do Turkmenistanu, z Hondurasu do Australii.
Byłem listonoszem. Nikim więcej. To fantastyczna robota. Nagle zaczynają się budować więzi, relacje. Okazuje się, że jesteśmy różnymi członkami ciała Chrystusa, a nie tylko publicystami, którzy dzisiaj rano wstaną i będą się zastanawiali, jaki wątek poruszy ksiądz - i co ja w związku z tym sądzę. Jak się wobec tego lokuję.