Rozmowa z Szymonem Hołownią
A czy Twoja najnowsza książka, "Last Minute. 24h chrześcijaństwa na świecie", nie jest próbą ucieczki z tej medialnej pułapki, z tego polskiego podwórka? Czy nie jest to rodzaj deklaracji, że masz już dość naszego poletka, tych wszystkich polsko-polskich wojenek itd.? Nie mówisz tą książką: "Uciekam stąd!"?
Nie uciekam, otwieram drzwi i okna. Wymyśliłem tę książkę w momencie, w którym uświadomiłem sobie, że albo się otworzymy na powszechność kościoła, albo stężenie wytwarzanych przez nas publicystycznych gazów zaraz sprawi, że wszystko nam tu wybuchnie.
Chciałem pokazać polskim katolikom (i nie tylko) z sobą włącznie, zakleszczonym czasem w sporach o ojca Rydzyka, Smoleńsk, laicyzację, in vitro, że trzeba na to wszystko patrzeć z innej perspektywy. Kłopoty nie znikną, ale gdy będę miał w głowie i w sercu moich braci z Zambii czy Papui, będę znał ich realną skalę.
Dusiły mnie, a teraz widzę, że to strachy na lachy. My dziś stoimy przed kurtyną z napisem "Polska" i co chwilę czujemy, że spadamy ze sceny. Wystarczy podnieść kurtynę, nagle miejsca się robi więcej i nagle okazuje się, że jest inna skala problemów, które nas dotykają.