Rozmowa z Szymonem Hołownią
Czytając różne Twoje wypowiedzi w mediach, zauważyłem, że prawie wszyscy Cię pytają o to samo.
To prawda.
Nie masz tego dość? Nie myślisz sobie: "Boże, ile jeszcze razy będą mnie pytać o Nergala i Bonieckiego, o Rydzyka i Natanka, o kościół łagiewnicki, toruński i licheński"? Nie chciałbyś czasami porzucić swojej roli dyżurnego świeckiego katolika polskich mediów? Czy też musisz to robić, bo to Twoja misja i zarazem sposób zarabiania na życie?
Nic nie muszę. Uczę się jednak przy tym niemalże buddyjskiej cierpliwości i wychodzi mi to na dobre. Kiedyś irytowało mnie to, że od czterech lat średnio trzy razy dziennie słyszę od obcych ludzi na ulicy, w pociągu, w sklepie, w kościele ten sam tekst: "Ojej, ale pan wysoki!", bo podobno przy Marcinie, który ma ponad dwa metry wzrostu, w telewizji wydaję się mały, mimo że mam prawie metr dziewięćdziesiąt. Nauczyłem się jednak znosić to z uśmiechem i dziś traktuję to jako formę wyrażenia sympatii.
O wszystkich wymienionych przez Ciebie kwestiach też już tysiąc razy mówiłem, ale może ktoś nie słyszał, albo autentycznie jest ciekaw, co ja o tym myślę, bo on myśli coś innego. Więc mówię jeszcze raz. Nie czuję się też dyżurnym katolikiem kraju, nie chodzę komentować każdego "kościelnego" tematu. Bardzo często odmawiam, mówię wprost: nie mam nic do powiedzenia na ten temat. I tyle.