Diabelskie maszyny (Tom 1). Mechaniczny anioł
Tytuł oryginalny | Infernal Devices: Clockwork Angel |
Forma wydania | Książka |
Rok wydania | 2013 |
Autorzy | |
Kategoria | |
Wydawnictwo |
W Mechanicznym Aniele dowiesz się co się wydarzyło 100 lat przed historią opisaną w Mieście Kości, Mieście Szkła i Mieście Popiołów. Poznasz rodzinną tajemnicę Clary Fray i genezę buntu Valentine... A to tylko początek... Magia jest niebezpieczna, ale miłość jeszcze bardziej. Kiedy szesnastoletnia Tessa Gray pokonuje ocean, żeby odnaleźć brata, celem jej podróży jest Anglia za czasów panowania królowej Wiktorii. W londyńskim Podziemnym Świecie, w którym po ulicach przemykają wampiry, czarownicy i inne nadnaturalne istoty, czeka na nią coś strasznego. Tylko Nocni Łowcy, wojownicy ratujący świat przed demonami, utrzymują porządek w tym chaosie. Porwana przez Mroczne Siostry, członkinie tajnej organizacji zwanej Klubem Pandemonium, Tessa wkrótce dowiaduje się, że sama jest Podziemną z rzadkim darem zmieniania się w inną osobę. Co więcej, Mistrz - tajemnicza postać kierująca Klubem - nie zatrzyma się przed niczym, żeby wykorzystać jej moc. Pozbawiona przyjaciół, ścigana Tessa znajduje schronienie w londyńskim Instytucie Nocnych Łowców, którzy przyrzekają, że znajdą jej brata, jeśli ona wykorzysta swój dar, żeby im pomóc. Wkrótce Tessę zaczynają fascynować dwaj przyjaciele: James, którego krucha uroda skrywa groźny sekret, i niebieskooki Will, zniechęcający do siebie wszystkich swym sarkastycznym humorem i zmiennymi nastrojami… wszystkich oprócz Tessy. W miarę jak w trakcie swoich poszukiwań, zostają wciągnięci w intrygę, grożącą zagładą Nocnych Łowców, Tessa uświadamia sobie, że będzie musiała wybierać między ratowaniem brata a pomaganiem nowym przyjaciołom, którzy próbują ratować świat… i że miłość potrafi być najbardziej niebezpieczną magią.
Numer ISBN | 978-83-7480-403-5 |
Wymiary | 135x205 |
Oprawa | miękka |
Liczba stron | 528 |
Język | polski |
Fragment | Rozdział pierwszy Mroczny Dom „Za tym padołem gniewu i łez Majaczy groźny cień”. – William Ernest Henley, Invictus – Siostry chciałyby panienkę widzieć w swoich komnatach, panno Gray. Tessa odłożyła książkę na nocną szafkę i spojrzała na Mirandę, która stanęła w drzwiach jej małego pokoju... jak codziennie o tej porze, z tą samą wiadomością. Za chwilę Tessa poprosi ją, żeby zaczekała na korytarzu, a służąca wyjdzie z pokoju. Dziesięć minut później wróci i powie to samo. Jeśli Tessa nie pójdzie z nią posłusznie po kilku następnych próbach, Miranda chwyci ją i zwlecze po schodach – kopiącą i wrzeszczącą – do gorącego, cuchnącego pokoju, w którym czekają na nią Mroczne Siostry. Działo się tak przez cały pierwszy tydzień, który Tessa spędziła w Mrocznym Domu – jak zaczęła go nazywać – aż w końcu zrozumiała, że krzyki i wierzganie zdadzą się na nic i są zwykłą stratą energii. Energii, którą lepiej oszczędzić na inne rzeczy. – Chwileczkę, Mirando – powiedziała. Pokojówka dygnęła niezdarnie, wyszła z sypialni i zamknęła za sobą drzwi. Tessa wstała, rozejrzała się po pokoju, który od sześciu tygodni służył jako jej więzienie. Był mały, z kwiecistymi tapetami na ścianach, skąpo umeblowany: drewniany stół nakryty białym koronkowym obrusem, wąskie mosiężne łóżko, popękana umywalka i porcelanowy dzbanek do ablucji. Na parapecie, na którym trzymała książki, codziennie rano żłobiła w drewnie jedną kreskę dla zaznaczenia mijających dni. Podeszła do lustra wiszącego na ścianie. Przygładziła włosy. Mroczne Siostry, które rzeczywiście chciały, żeby je tak nazywać, nie lubiły, kiedy wyglądała nieporządnie, choć poza tym raczej nie miały zastrzeżeń do jej powierzchowności. Na szczęście, pomyślała Tessa, krzywiąc się na widok swojego odbicia. Blady owal twarzy całkiem zdominowały puste szare oczy, wymizerowana, ściągnięta buzia bez kolorów, z wyrazem rezygnacji i braku nadziei. Miała na sobie niegustowną czarną, belferską suknię, którą zaraz po przybyciu tutaj dały jej Siostry. Wbrew obietnicom walizka nie dotarła na miejsce, tak że teraz było to jej jedyne ubranie. Pośpiesznie odwróciła wzrok od lustra. Nie zawsze uciekała przed swoim odbiciem. W zgodnej opinii rodziny przystojny Nate jako jedyny odziedziczył słynną urodę matki, ale Tessa była całkiem zadowolona ze swoich prostych kasztanowych włosów i szarych oczu. Jane Eyre też miała kasztanowe włosy, podobnie jak wiele innych bohaterek powieści. Poza tym Tessa uważała, że nie jest źle być wysoką, co prawda wyższą od większości chłopców w jej wieku, ale ciotka Harriet zawsze mówiła, że dopóki rosła kobieta dobrze się porusza, zawsze wygląda po królewsku. Teraz jednak Tessa wcale nie wyglądała po królewsku. Była mizerna, rozczochrana i przypominała raczej wystraszonego stracha na wróble. Zastanawiała się, czy Nate by ją rozpoznał, gdyby dzisiaj ją zobaczył. Na tę myśl serce skurczyło się jej w piersi. Nate. Dla niego robiła to wszystko, ale czasami tak bardzo za nim tęskniła, że miała wrażenie, że połknęła tłuczone szkło. Poza nim nie miała na świecie nikogo. Nikogo nie obchodziło, czy ona żyje, czy umarła. Czasami ta straszna świadomość groziła całkowitym obezwładnieniem i pogrążeniem się w bezdennej ciemności, z której nie byłoby powrotu. Czy w ogóle istniała, skoro nikt się nią nie interesował? Z zamyślenia wyrwał ją szczęk zamka. Drzwi się otworzyły, w progu stanęła Miranda. – Czas, żeby panienka ze mną poszła – oznajmiła. – Pani Black i pani Dark czekają. Tessa spojrzała na nią z odrazą. Nie potrafiła odgadnąć, ile Miranda ma lat. Dziewiętnaście? Dwadzieścia pięć? Z jej gładkiego, okrągłego oblicza trudno było odczytać wiek. Miała włosy koloru wody w rowie, mocno ściągnięte do tyłu, oczy wyłupiaste jak woźnica Mrocznych Sióstr, nadające jej twarzy wiecznie zdziwiony wyraz. Tessa przypuszczała, że ci dwoje są spokrewnieni. Gdy schodziły na dół – Miranda człapała bez wdzięku, nierównym krokiem – Tessa dotknęła łańcuszka, na którym wisiał mechaniczny anioł. Stało się to jej nawykiem za każdym razem, kiedy musiała iść na spotkanie z Mrocznymi Siostrami. Wisiorek w jakiś sposób dodawał jej otuchy. Ściskała go w dłoni na kolejnych piętrach. W Mrocznym Domu było kilka kondygnacji, ale Tessa widziała do tej pory tylko komnaty pani Black i pani Dark, korytarze, schody i swój pokoik. W końcu dotarły do ciemnych piwnic. Na dole było wilgotno, ściany nieprzyjemnie kleiły się od pary, ale gospodyniom najwyraźniej to nie przeszkadzało. Ich biuro znajdowało się za szerokimi podwójnymi drzwiami. Wąski korytarz biegnący w przeciwnym kierunku znikał w mroku. Tessa nie miała pojęcia dokąd prowadzi, ale widząc gęste cienie, była zadowolona, że tego nie wie. Drzwi do biura Sióstr stały otworem. Miranda bez wahania wkroczyła do środka. Tessa powlokła się za nią z ociąganiem. Nienawidziła tego pokoju najbardziej ze wszystkich miejsc na świecie. Po pierwsze, zawsze było tutaj gorąco i mokro jak na bagnach, nawet kiedy na zewnątrz panowała szara i deszczowa pogoda. Ściany wręcz ociekały wilgocią, wyściełane krzesła i kanapy pokrywała warstwa pleśni. W dodatku dziwnie tu pachniało, jak na brzegu Hudsonu w gorący dzień: wodą, śmieciami i szlamem. Siostry już na nią czekały, jak zawsze usadowione za ogromnym biurkiem stojącym na podwyższeniu. I jak zawsze, były ubrane w jaskrawe kolory: pani Black w suknię o żywej łososiowej barwie, pani Dark w pawi błękit. Przy jasnych, wesołych satynach ich twarze wyglądały jak przekłute szare balony. Mimo skwaru panującego w pokoju obie jak zwykle nosiły rękawiczki. – Zostaw nas teraz, Mirando, i zamknij za sobą drzwi – rzuciła pani Black, obracając pulchnym palcem ciężki mosiężny globus stojący na biurku. Tessa wiele razy próbowała mu się przyjrzeć – zarysy kontynentów wyglądały dziwnie, podobnie jak obszar w środku Europy – ale siostry nie pozwalały się jej do niego zbliżyć. Miranda spełniła polecenie z kamienną twarzą, a Tessa próbowała się nie skrzywić, kiedy drzwi się zamknęły, odcinając nawet tę odrobinę świeżego powiewu w miejscu zupełnie pozbawionym powietrza. Pani Dark przekrzywiła głowę. – Podejdź tutaj, Thereso. – Była łagodniejsza, bardziej skłonna do pochlebstw i perswazji niż siostra, która wolała klapsy i groźby wypowiadane syczącym głosem. – I weź to. Trzymała coś w wyciągniętej ręce. Tessa zobaczyła wstążkę. Zniszczony pasek różowego materiału, który mógł służyć do przewiązywania włosów. Przywykła już do tego, że Mroczne Siostry dają jej różne rzeczy należące kiedyś do innych ludzi: spinki do krawata, zegarki, biżuterię, dziecięce zabawki. Raz dostała sznurowadła, kiedy indziej pojedynczy kolczyk poplamiony krwią. – Weź to – powtórzyła pani Dark z nutą zniecierpliwienia w głosie. – I zmień się. Tessa sięgnęła po wstążkę. Spoczęła na jej dłoni lekka jak skrzydło ćmy, Mroczne Siostry wpatrywały się w nią beznamiętnym wzrokiem. Tessie przypomniały się powieści, w których bohaterowie stali przed sądem, drżąc z napięcia i modląc się w duchu o werdykt, że są niewinni. Ona często czuła się w tym pokoju tak, jakby sama była sądzona, ale nawet nie wiedziała, o jaką zbrodnię jest oskarżona. Obróciła wstążkę w ręce, wspominając pierwszy raz, kiedy to Mroczne Siostry wręczyły jej cudzy przedmiot: damską rękawiczkę zapinaną na perłowe guziki. Krzyczały na nią, żeby się zmieniła, policzkowały ją i potrząsały za ramiona, a ona powtarzała z rosnącą histerią, że nie ma pojęcia, czego od niej żądają. Nie płakała, choć miała na to ochotę. Nienawidziła płakać, zwłaszcza przed ludźmi, którym nie ufała. A ze wszystkich osób, którym ufała, jedna nie żyła, a druga była uwięziona. Powiedziały jej to Mroczne Siostry. Oznajmiły, że mają Nate’a, i że jeśli Tessa nie zrobi tego, co jej każą, brat umrze. Na dowód pokazały jej pierścień, który kiedyś należał do ich ojca, teraz poplamiony krwią. Nie pozwoliły jej go dotknąć, ale ona poznała, że to pierścień brata. Potem robiła wszystko, co jej kazały Mroczne Siostry. Piła wywary, które jej dawały, a następnie godzinami wykonywała męczące ćwiczenia, zmuszając się do myślenia w taki sposób, jak one chciały. Kazały jej sobie wyobrazić, że jest gliną formowaną na kole garncarskim, że jej postać jest amorficzna i podatna na zmiany. Mówiły, żeby sięgała w głąb przedmiotów, które jej dawały, wyobrażała je sobie jako żywe istoty i wydobywała z nich duszę. Trwało to tygodniami, a kiedy pierwszy raz się Zmieniła, było to tak bolesne, że zwymiotowała i zemdlała. Kiedy się ocknęła, leżała na jednej z butwiejących kanap w pokoju Mrocznych Sióstr, z mokrym ręcznikiem na twarzy. Pani Black pochylała się nad nią, wyraźnie rozpromieniona. Jej oddech był kwaśny jak ocet. – Dobrze się dzisiaj spisałaś, Thereso – powiedziała. – Bardzo dobrze. Kiedy tamtego wieczoru Tessa wróciła do swojego pokoju, na szafce przy łóżku czekały na nią prezenty: dwie nowe powieści, Wielkie nadzieje i – tak! – Małe kobietki. Mroczne Siostry najwyraźniej zrozumiały, że czytanie to jej pasja. Tessa przycisnęła książki do piersi i, nareszcie sama, pozwoliła sobie na płacz. Potem Zmiana przychodziła jej łatwiej. Tessa nie rozumiała, co właściwie się stało, ale zapamiętała serię kroków, których nauczyły ją Mroczne Siostry – tak jak ślepiec zapamiętuje liczbę kroków od łóżka do drzwi pokoju. Nie wiedziała, czym są te dziwne, ciemne miejsca, do których ją wysyłały, ale znała do nich drogę. Teraz sięgnęła do tamtych wspomnień, ściskając w dłoni podarty skrawek różowego materiału. Otworzyła umysł i wpuściła do niego ciemność, więź, która łączyła ją z tasiemką i zamkniętym w niej duchem – upiornym echem właścicielki wstążki – rozwinęła niczym złotą nić prowadzącą przez mrok. Pokój, w którym się znajdowała, nieznośne gorąco, hałaśliwy oddech Mrocznych Sióstr, wszystko to znikało, w miarę jak podążała za nicią, w miarę jak światło wokół niej stawało się coraz silniejsze, a ona otulała się nim jak kocem. Skóra zaczęła ją mrowić od tysięcy drobnych wstrząsów. To były najgorsze chwile. Wydawało się jej wtedy, że umiera. Teraz była już przyzwyczajona do tej udręki i znosiła ją stoicko, choć drżała od stóp do głów. Mechaniczny anioł zawieszony na szyi tykał szybciej, do rytmu jej galopującego serca. Ukłucia się nasilały. Tessa głośno wciągnęła powietrze... i raptownie otworzyła oczy. Przykre doznania zniknęły. Było po wszystkim. Tessa zamrugała oszołomiona. W pierwszej chwili po Zmianie zawsze mrugała powiekami, jakby po kąpieli strząsała z nich wodę. Spojrzała na siebie. Jej nowe ciało okazało się smukłe, niemal kruche, sukienka wisiała na nim luźno, zbierała się na podłodze wokół stóp. Splecione z przodu ręce były blade i chude, z obgryzionymi paznokciami i skórkami. Nieznajome obce dłonie. – Jak masz na imię? – zapytała pani Black. Stała teraz i patrzyła z góry na Tessę płonącymi oczami. Sprawiała wrażenie wygłodniałej. Tessa nie musiała odpowiadać. Dziewczynka, w której skórze teraz się znajdowała, odpowiedziała za nią, jak duchy przemawiające za pośrednictwem medium. Ale Tessa nie znosiła takiego porównania. Zmiana była dużo bardziej intymna, o wiele bardziej przerażająca. – Emma – odparła cienkim głosem Tessa. – Panna Emma Bayliss, proszę pani. – Kim jesteś, Emmo Bayliss? Z ust Tessy zaczęły się wylewać słowa, przynosząc ze sobą silne obrazy. Urodzona w Cheapside Emma była jednym z sześciorga dzieci. Jej ojciec nie żył, matka sprzedawała wodę miętową z wózka na East Endzie. Emma jeszcze jako małe dziecko nauczyła się szyć, żeby zarabiać na chleb. Noce spędzała przy małym stole w kuchni, pracując przy blasku świecy. Czasami, kiedy łojówka się wypaliła i nie było pieniędzy na następną, dziewczynka wychodziła na ulicę i siadała pod latarnią gazową, żeby szyć przy jej świetle... – To robiłaś na ulicy tej nocy, kiedy umarłaś, Emmo Bayliss? – zapytała pani Dark. Uśmiechała się, przesuwając językiem po dolnej wardze, jakby domyślała się odpowiedzi. Tessa ujrzała wąskie, mroczne ulice spowite gęstym oparem, srebrną igłę śmigającą w słabym blasku latarni gazowej. Kroki stłumione przez mgłę. Z mroku wyłaniają się ręce, chwytają ją za ramiona, ciągną, krzyczącą, w zaułek. Igła wypada z rąk, podczas walki wstążka zsuwa się z włosów. Ochrypły głos krzyczy coś gniewnie. W ciemności błyska srebrne ostrze noża, przecina jej skórę. Pokazuje się krew, ból jest jak ogień, przerażenie nieporównywalne z niczym, co do tej pory znała. Kopnęła trzymającego ją mężczyznę, udało jej się wytrącić mu sztylet z ręki. Złapała broń i pobiegła przed siebie. Potykała się, słabnąc z upływu krwi, coraz szybszego. Upadła w zaułku, usłyszała za sobą głośny syk. Zrozumiała, że coś po nią idzie, i miała nadzieję, że umrze, zanim to coś do niej dotrze... Obraz roztrzaskał się jak szkło. Tessa osunęła się z krzykiem na kolana, podarta wstążka wypadła jej z ręki. Z jej własnej dłoni. Emma zniknęła, Tessa była znowu sama w swoim umyśle. Z daleka dobiegł głos pani Black: – Thereso? Gdzie jest Emma? – Nie żyje – wyszeptała Tessa. – Umarła w zaułku, wykrwawiła się na śmierć. – Dobrze. – Pani Dark odetchnęła z satysfakcją. – Dobra robota, Thereso. Bardzo dobra. Tessa nie odpowiedziała. Przód sukni miała poplamiony krwią, ale nie czuła bólu. Wiedziała, że to nie jej krew; coś takiego wydarzyło się nie po raz pierwszy. W głowie jej wirowało. Zamknęła oczy, nakazując sobie nie zemdleć. – Powinnyśmy wcześniej ją do tego zmusić – stwierdziła pani Black. – Sprawa tej małej Bayliss od dawna mnie niepokoiła. – Nie byłam pewna, czy jest do tego gotowa – odparła pani Dark. – Pamiętasz, co się stało z tą Adams. Tessa od razu się zorientowała, o kim rozmawiają Mroczne Siostry. Parę tygodni wcześniej zmieniła się w kobietę, która zginęła od strzału w serce. Gdy krew wylała się na jej suknię, natychmiast przemieniła się z powrotem, krzycząc w histerycznym przerażeniu, dopóki Siostry nie pokazały jej, że nie jest ranna. – Od tamtej pory zrobiła wielkie postępy, nie uważasz, siostro? – zapytała pani Black. – Zważywszy na to, od czego zaczynałyśmy. Dziewczyna nawet nie wiedziała, kim jest. – Istotnie, była całkowicie nieuformowaną gliną – zgodziła się pani Dark. – Naprawdę dokonałyśmy cudu. Nie sądzę, żeby Mistrz miał powody do niezadowolenia. Pani Black westchnęła cicho. – Czy to znaczy... Myślisz, że już czas? – Ależ tak, oczywiście, moja droga siostro. Nasza Theresa jest gotowa. Czas, żeby poznała swojego pana. W głosie pani Dark pobrzmiewała chełpliwa nuta, tak nieprzyjemna, że przedarła się przez oszołomienie Tessy. O kim one mówiły? O jakim Mistrzu? Obserwowała spod przymkniętych powiek, jak pani Dark ciągnie za jedwabny sznurek dzwonka, żeby wezwać Mirandę. Wyglądało na to, że dzisiejsza lekcja dobiegła końca. – Może jutro – powiedziała pani Black. – Albo nawet dzisiaj wieczorem. Jeśli powiemy Mistrzowi, że jest gotowa, nie wyobrażam sobie, żeby nie zwlekał z przybyciem. Pani Dark zachichotała, wychodząc zza biurka. – Rozumiem, że palisz się do tego, by otrzymać zapłatę za naszą pracę, Amelio. Ale Theresa nie może być tylko gotowa. Musi również dobrze się prezentować. Zgadzasz się ze mną, siostro? Pani Black mruknęła coś w odpowiedzi, ale w tym momencie otworzyły się drzwi i do pokoju weszła Miranda. Miała taki sam jak zwykle beznamiętny wyraz twarzy. Widok zakrwawionej dziewczyny, skulonej na podłodze, nie zrobił na niej żadnego wrażenia. Pewnie widywała gorsze rzeczy w tym pokoju, pomyślała Tessa. – Zaprowadź Theresę do pokoju, Mirando. – Z głosu pani Black zniknęło całe podniecenie, wróciła dawna szorstkość. – Weź rzeczy... wiesz, te, które ci pokazałyśmy, i pomóż jej się w nie ubrać. – Rzeczy... które mi panie pokazały? – powtórzyła tępo Miranda. Mroczne Siostry wymieniły zdegustowane spojrzenia i zbliżyły się do Mirandy, zasłaniając ją przed wzrokiem Tessy. Tessa usłyszała kilka wyszeptanych przez nie słów: „suknie”, „garderoba” i „zrób, co potrafisz, żeby wyglądała ładnie”. I na koniec padło dość okrutne stwierdzenie: – Nie jestem pewna, czy Miranda jest dość bystra, żeby wypełnić tego rodzaju niejasne polecenia, siostro. „Żeby wyglądała ładnie”. Ale co je obchodził jej wygląd, skoro mogły ją zmusić, żeby przybrała dowolną postać? Co znaczyła jej prawdziwa powierzchowność? I dlaczego miałaby obchodzić Mistrza? Jednakże z zachowania Sióstr wynikało, że jej prezencja będzie dla niego ważna. Pani Black ruszyła do drzwi, siostra jak zawsze podążyła za nią. W progu pani Dark się zatrzymała i spojrzała na Tessę. – Pamiętaj, Thereso, że ten dzień... ta noc to ukoronowanie wszystkich naszych przygotowań. – Zebrała spódnice kościstymi rękami. – Nie zawiedź nas. Zatrzasnęła za sobą drzwi. Tessa drgnęła, Miranda jak zwykle sprawiała wrażenie całkowicie nieporuszonej. Przez cały czas spędzony w Mrocznym Domu Tessa ani razu nie widziała, żeby cokolwiek wystraszyło albo zaskoczyło tę dziewczynę. – Chodźmy, panienko – powiedziała służąca. – Musimy iść na górę. Tessa wolno dźwignęła się z podłogi. W głowie jej wirowało. Życie w Mrocznym Domu było okropne, ale – uświadomiła sobie teraz – niemal się do niego przyzwyczaiła. Wiedziała, czego oczekiwać każdego dnia. Wiedziała, że Mroczne Siostry do czegoś ją przygotowują, ale nie miała pojęcia do czego. Wierzyła – może naiwnie – że jej nie zabiją. Po co marnować wiele tygodni szkolenia? A jednak coś ją zaniepokoiło w tonie pani Dark. Nastąpiła jakaś zmiana. Mroczne Siostry osiągnęły to, co chciały. I teraz zamierzały odebrać „zapłatę”. Ale kto miał płacić? – Chodź, panienko – powtórzyła Miranda. – Musimy przygotować się dla Mistrza. – Mirando. – Tessa mówiła cicho, jak do nerwowego kota. Pokojówka jeszcze nigdy nie odpowiedziała na żadne jej pytanie, ale to nie oznaczało, że nie warto próbować. – Kto to jest Mistrz? Zapadła długa cisza. Miranda gapiła się przed siebie. Jej ciastowata twarz pozostawała bez wyrazu. W końcu, ku zaskoczeniu Tessy, odparła: – Mistrz to wielki człowiek. To dla panienki zaszczyt, że wychodzi za niego za mąż. – Wychodzę za niego za mąż? – Wstrząs był tak silny, że Tessa nagle wyraźnie zobaczyła cały pokój: Mirandę, zakrwawiony dywan, ciężki mosiężny globus na biurku, ustawiony w pozycji, w której zostawiła go pani Black. – Ja? Ale... Kto to jest? – To wielki człowiek – powtórzyła Miranda. – To będzie zaszczyt. – Przysunęła się do Tessy. – A teraz musi panienka ze mną iść. – Nie. – Tessa zaczęła się cofać, aż boleśnie uderzyła plecami o biurko. Rozejrzała się z rozpaczą. Mogła pobiec do drzwi, ale nie zdołałaby wyminąć Mirandy. W pokoju nie było innych wyjść ani okien. Gdyby schowała się za biurkiem, służąca po prostu wyciągnęłaby ją stamtąd i zawlokła do celi. – Mirando, proszę. – Musi panienka iść teraz ze mną – powtórzyła Miranda, zbliżając się do niej. Tessa dostrzegła swoje odbicie w jej źrenicach, poczuła słaby, gorzki zapach spalenizny, który przywarł do ubrań i skóry pokojówki. – Musi... Tessa chwyciła za podstawę mosiężnego globusa, uniosła go i z siłą, o którą siebie nie podejrzewała, cisnęła nim w głowę Mirandy. Rozległ się nieprzyjemny odgłos, jakby rozgnieciono nogą szkło. Miranda zatoczyła się do tyłu... i szybko odzyskała równowagę. Tessa krzyknęła i upuściła globus, wytrzeszczając oczy. Cała lewa strona twarzy służącej zapadła się do środka jak papierowa maska. Kość policzkowa była wgnieciona, usta zmiażdżone o zęby, ale nie pokazała się nawet kropla krwi. – Musi panienka iść teraz ze mną – powiedziała Miranda swoim zwykłym monotonnym głosem. Tessa rozdziawiła usta. – Musi panienka iść... ze mmm... musiiiiiiii... musiiiii... iiii. – Głos drżał, rwał się, w końcu przeszedł w bełkot. Miranda ruszyła na nią, chwiejąc się i dygocząc. Tessa zaczęła się cofać od biurka, podczas gdy ranna dziewczyna coraz szybciej szła przez pokój, zataczając się jak pijana, aż wreszcie z wrzaskiem wpadła na ścianę... co najwyraźniej ją zamroczyło. Runęła na podłogę i znieruchomiała. Tessa rzuciła się do drzwi i wypadła z pokoju. Przystanęła tylko na chwilę, żeby się obejrzeć. Wydawało się jej, że z ciała Mirandy unosi się smużka czarnego dymu, ale nie miała czasu się przyglądać. Pobiegła korytarzem, zostawiając za sobą otwarte drzwi. Ruszyła w górę po schodach, omal nie potykając się o spódnice. W pewnym momencie boleśnie obiła sobie kolano o stopień. Krzyknęła, ale nie zwolniła. Dotarłszy na pierwszy podest, popędziła długim krętym korytarzem, który w oddali ginął w cieniu. Po obu jego stronach ciągnęły się drzwi. Tessa zatrzymała się i spróbowała otworzyć jedne z nich, ale okazało się, że są zamknięte na klucz. Podobnie było z kilkorgiem następnych. Ale przecież w tym domu musiały gdzieś znajdować się frontowe drzwi? Na końcu korytarza ujrzała kolejne schody prowadzące w dół. Gdy po nich zbiegła, trafiła do holu wejściowego. Kiedyś musiał wyglądać imponująco, teraz marmurowa podłoga była popękana i zaplamiona, wysokie okna po obu stronach zasłonięte kotarami. Przez koronki wlewało się do środka trochę blasku, oświetlającego ogromne podwoje. Serce Tessy podskoczyło. Sięgnęła do gałki, przekręciła ją i... drzwi stanęły otworem. Za nimi Tessa ujrzała wąską brukowaną uliczkę z rzędami szeregowych domów po obu stronach. Zapach miasta był jak cios – od tak dawna nie oddychała świeżym powietrzem. Nadchodził zmrok, niebo zasnute pasmami mgły robiło się granatowe. Z oddali dobiegały głosy, krzyki bawiących się dzieci, stuk końskich podków, ale tutaj uliczka była opustoszała, nie licząc mężczyzny, który opierał się o latarnię gazową i czytał gazetę w jej świetle. Mimo wszystko to był jakiś człowiek. Tessa zbiegła po stopniach, zbliżyła się do nieznajomego i chwyciła go za rękaw. – Proszę pana... mógłby mi pan pomóc... Mężczyzna odwrócił się i zmierzył ją wzrokiem. Tessa stłumiła okrzyk na widok woskowatej twarzy, równie białej jak wtedy, kiedy pierwszy raz ją zobaczyła w porcie Southampton. Wyłupiaste oczy były takie same jak u Mirandy, zęby zalśniły metalicznie, kiedy uśmiechnął się szeroko. Woźnica Mrocznych Sióstr. Tessa rzuciła się do ucieczki. Niestety, za późno. |
Podziel się opinią
Komentarze