Archiwum i arena
"W Sajgonie siedziało się jak w stulonych płatkach zatrutego kwiatu (...) Jeśli taki totalny outsider jak ja mógł jeszcze gdzieś znaleźć ciągłość, to tylko tu. Hue i Da Nang przypominały odległe, nieprzystępne społeczności, uparte i nieme. Osady, nawet te większe, wiodły bardzo niepewny żywot, w jedno popołudnie mogły zniknąć, w okolicy zostawały zimne zgliszcza albo wszystko wracało w ręce Vietcongu. Ale Sajgon trwał, był archiwum i zarazem areną" - pisał w listopadzie 1967 r.