Trwa ładowanie...
recenzja
10-08-2015 13:41

Czy Tom będzie miał prawdziwy dom?

Czy Tom będzie miał prawdziwy dom?Źródło: Inne
d4ewpjl
d4ewpjl

Najlepiej by było, gdyby na hasło „dzieciństwo” przychodziły nam na myśl wyłącznie te same przymiotniki, co wieszczowi: „sielskie, anielskie”. Ale rzeczywistość nie zawsze bywa tak łaskawa – niektórym nie jest dane cieszyć się beztroskim dorastaniem pod okiem kochającej wielopokoleniowej rodziny, a są i tacy, co muszą przyjąć na siebie obowiązki zupełnie nie przystające do ich wieku…

Na przykład Tom. Ma jedenaście lat, powinien po szkole chodzić na lody, kopać piłkę, grać na PlayStation, może czytać komiksy, sklejać modele okrętów albo robić cokolwiek, co jest właściwe dla takiego chłopca. Ale Tom ma na głowie ważniejsze sprawy: jest jedynym mężczyzną w domu (to znaczy, w przyczepie kempingowej na przedmieściu) a ponieważ jego matka Joss jest starsza od niego o niecałe 14 lat, więc jest dla niej bardziej bratem, niż synem… a czasem też trochę ojcem, na przykład wtedy, gdy trzeba ją przymusić do nauki ortografii… no a kiedy braknie na jedzenie, to on musi zadbać o aprowizację. Może nie musiałby podbierać jarzyn z ogródków sąsiadów, gdyby Joss nie zbierała pieniędzy na pewien sekretny cel; ale młoda kobieta jest głęboko przekonana, że jeśli zmieni jeden szczegół w swej powierzchowności, ludzie zaczną na nią patrzeć inaczej i może wreszcie skończy się niekorzystna passa. Więc póki co, Tom buszuje po cudzych grządkach. Podczas jednej z takich wypraw zamiast ziemniaków i cebuli znajduje…
leżącą na ziemi obolałą staruszkę. Starość jest dla niego pojęciem niezmiernie odległym – na co dzień przebywa tylko z młodą, pełną życia Joss, swoich babek ani dziadków nigdy nie widział – a jednak zdaje sobie sprawę, że kobieta nie poradzi sobie bez jego pomocy. Przybędzie mu wprawdzie obowiązków, ale przecież jest małym mężczyzną, który już niejeden problem rozwiązał! Ale nawet ze swoim dotychczasowym doświadczeniem w zakresie życiowych zawirowań nie spodziewa się, że jego znajomość z sędziwą Madeleine stanie się aż tak ważna…

Barbara Constantine to kolejna francuska pisarka, której twórczość przybliża nam wydawnictwo Sonia Draga – i kolejna wybrana z tak nieomylną intuicją. „Mały człowiek Tom” to dowód głębokiej znajomości psychologii, umiejętności wejrzenia w myśli i odczucia dziecka i trzydziestolatka po przejściach, młodej samotnej matki i opuszczonej starej kobiety, a nawet… psa i kota (być może te dwa króciutkie fragmenty, w których narrator relacjonuje przemyślenia istot czworonożnych, nie zyskają aprobaty jakiejś części czytelników, ale bez wątpienia nie wszystkim będą nie w smak: bo czyż jesteśmy pewni, że nasi „bracia mniejsi” widzą w nas tylko dostarczycieli pokarmu, nie obserwują naszych zachowań, nie mają snów i marzeń?). To również manifestacja tak częstej u francuskich pisarzy młodego i średniego pokolenia (vide np. Gavalda, Le Callet, Schmitt) wiary w tkwiące w człowieku zalążki dobra, w moc wyrozumiałości i bezinteresownej życzliwości; a właściwie nie tylko pisarzy, bo gdyby szukać między wszystkimi tekstami
kultury, w „Małym człowieku Tomie” można by się było na przykład dopatrzyć pokrewieństwa z filmem Jeana Beckera „Moje popołudnia z Margueritte”, równie wzruszającym i zawierającym podobny motyw przekroczenia bariery międzypokoleniowej z pomocą dobrych emocji. Może to i naiwne, może właściwszy jest ten cyniczny i dekadencki punkt widzenia, z jakim patrzy na świat sławniejszy rodak autorki, Michel Houellebecq – ale jeśli sztuka ma być zwierciadłem życia, wolno jej przecież ukazywać i to, co w owym życiu dobre, choćby było nieporównanie rzadsze od tego, co przykre, złe i głupie.

Jedyne, co można by autorce zarzucić, dotarłszy do końca, to że pewne rzeczy pozostają niedopowiedziane. Bo na przykład co się stało z rodzicami Samy’ego? Przecież nie byli jeszcze tacy leciwi, a w każdym razie nie w tym wieku, kiedy się zdarza, oboje małżonkowie umierają ze starości w odstępie kilku dni. I dlaczego musimy się sami domyślać, czy Tom się kiedyś dowie, kim naprawdę jest dla niego Madeleine? Ale z drugiej strony, to przecież nie kino familijne, gdzie każda tajemnica musi zostać wyjaśniona, a każdy wątek doprowadzony do pełnego happy endu…

Doskonały przekład Bożeny Sęk pozwala się zorientować w możliwościach warsztatu Constantine: rzuciwszy tylko okiem tu i ówdzie, możemy mieć wrażenie, że styl i język nie zmienia się specjalnie między poszczególnymi partiami tekstu, ale czytając uważnie rozdział po rozdziale zauważymy, że w zależności od tego, w czyją skórę wciela się narrator, pojawiają się pewne subtelne różnice: inaczej brzmią myśli Toma, inaczej Joss, Madeleine, Samy’ego. Jedyną rzeczą, której w polskim przekładzie nie poczujemy – nie z winy tłumaczki - jest oryginalna dźwięczność i zarazem wieloznaczność francuskiego tytułu: „Tom, petit Tom, tout petit homme, Tom” brzmi jak fragment refrenu jakiejś rytmicznej piosenki, a „homme” to i „mężczyzna”, i „człowiek”. Ale i bez tego przecież zauważymy, że nie tyle o męskość, co o człowieczeństwo tu chodzi!

d4ewpjl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4ewpjl