Zaprawdę ciężkie jest życie młodego, prowincjonalnego inkwizytora. W pogoni za wszelakimi przejawami czarnoksięstwa i herezji zmuszony jest on błąkać się po oddalonych od dobrodziejstw cywilizacji bezdrożach, odgniatać zadek na kościstym końskim grzbiecie, spać w obskurnych chałupach na zapluskwionych siennikach, jeść byle co i pić najgorsze sikacze, rozwodnione do nieprzyzwoitości. A miast towarzystwa wszetecznych dziewek musi mu wystarczyć szorstka męska przyjaźń braci spod znaku krzyża z połamanymi ramionami. Taki właśnie los ponownie zgotował swojemu bohaterowi Jacek Piekara w kolejnej odsłonie cyklu inkwizytorskiego, którego akcja rozgrywa się w alternatywnej rzeczywistości (w której Jezus nie umarł na krzyżu, tylko wywarł krwawą zemstę na swoich prześladowcach). We wcześniej wydanych tomach Mordimer Madderdin, oddany funkcjonariusz Inkwizytorium, pojawiał się w krótkich epizodach, z których każdy opisywał jakieś prowadzone przez niego śledztwo. Po czterech zbiorach ułożonych chronologicznie
opowiadań przyszedł czas na prequele, prezentowane w podobnej formule. Ja, inkwizytor: Bicz Boży jest czwartym z nich, ale pierwszym rozbudowanym do rozmiarów powieści.
Pełniąc służbę w Oddziale Świętego Officjum w Bielstadt, Mordimer pracuje nad sprawą zadziwiającej i makabrycznej śmierci pewnego biskupa, który najprawdopodobniej dokonał samospalenia.Czy w ten sposób wymierzył sobie sprawiedliwość za sodomickie praktyki, którym z lubością się oddawał? Poszukując właściwych tropów, Mordimer trafia do żeńskiego klasztoru, w którym doszło do kolejnej tragedii. Została tu okrutnie zamordowana przeorysza, zaś posądzone o tę zbrodnię dwie mniszki zamurowano żywcem. Na miejscu młody inkwizytor odkrywa, że zabita przeorysza uczyniła z klasztoru lupanar, zmuszając podwładne do nierządu i uśmiercając niechciane owoce tegoż. Ohydny proceder pociągnął za sobą także ofiary śmiertelne wśród nowicjuszek. Mordimer uparcie poszukuje winnych, nie mogąc oprzeć się wrażeniu, że za zgony biskupa i przeoryszy odpowiadać może ta sama osoba.
Na kluczowym etapie śledztwa bohater staje przed nadzwyczaj trudnym wyborem. Czy powinien – zgodnie z obowiązującym prawem – przekazać sprawy kryminalne przeżartemu korupcją świeckiemu wymiarowi sprawiedliwości, wiedząc, że wpływowi oprawcy najprawdopodobniej pozostaną bezkarni? Czy też ma nagiąć prawo i fałszywie oskarżyć zbrodniarzy o przestępstwa przeciw świętej wierze, mając pełną świadomość, że samodzielne wymierzanie sprawiedliwości może narazić go na zemstę możnych tego świata i złamanie inkwizytorskiej kariery? Mordimer podejmuje decyzję – jak na tego bohatera przystało – nieoczywistą. Bo on sam nie jest rycerzem bez skazy ni zmazy, podobnie jak inni ludzie, wśród których przyszło mu działać. Kierując się pokrętną logiką, nasz inkwizytor potrafi ze swej podwójnej moralności, hipokryzji i cynizmu uczynić omalże cnoty. Bądźmy jednak szczerzy – na tle zbrodni i nieprawości, z którymi na co dzień walczy, jego słabości i występki prezentują się zgoła niewinnie.
Trudne wybory moralne i powtarzane w różnym kontekście pytanie, na ile cel może uświęcać środki, są największymi atutami powieści Piekary.Oczywiście obok wciągającej kryminalnej intrygi, licznych zwrotów akcji, stosownej porcji bitki, rozpusty i makabry oraz swoistego, mrocznego poczucia humoru, do których autor przyzwyczaił już nas w krótszych odsłonach przygód Mordimera. W powieści otrzymujemy tego wszystkiego więcej i – jak się wydaje – lepiej. Intryga jest bardziej skomplikowana, wielopiętrowa, wolty akcji karkołomniejsze, postacie doszlifowane i obdarzone życiem wewnętrznym. Jeśli pisarz pójdzie dalej tą drogą, porzucając błyskotliwość puenty krótkich utworów na rzecz rozbudowanych, dopracowanych w szczegółach fabuł, podczas lektury kolejnych tomów inkwizytorskich opowieści czekać nas może niejedno pozytywne zaskoczenie.