Rozmowa z Justyną Sobolewską
Wracając do przykładu z Orwellem i czytnikami, o którym mówiłaś. Przecież teoretycznie możemy sobie wyobrazić taką sytuację, że dostajemy na czytniku całkowicie inną książkę niż myślimy, że dostajemy. Myślimy, że to "Jądro ciemności", a w środku jest zupełnie coś innego, na przykład "Pięćdziesiąt twarzy Greya" E L James. I teraz jakiś mniej doświadczony czytelnik to czyta i sobie myśli: "Boże, ale ten Conrad bzdury pisał! Przecież to jest jakieś romansidło sado-maso!".
Treść, którą dostajemy na czytniku jest niejako wypożyczona, można ją zmieniać i cenzurować wręcz niezauważalnie.
W jaki sposób możemy - jeśli w ogóle możemy? - zachęcić do czytania książek osoby, które całymi dniami przesiadują na Facebooku, które oglądają filmy, słuchają muzyki, grają w gry, no, po prostu wszystko odciąga ich od czytania? Wszystko jest ich zdaniem lepsze i fajniejsze od czytania. Czy możemy ich jakoś zachęcić - bo nie chcę powiedzieć "zmusić" - do czytania? Czy to ma w ogóle sens?
Moja książka może działać w inny sposób. Przypominam przyjemność, którą znają także ci, którzy teraz siedzą cały czas w grach. Jestem pewna, że kiedyś tam, w dzieciństwie, jakaś książka, w chorobie przeczytana, była dla nich czymś niesamowitym. Może przypomną sobie tę przyjemność?
Piszę o tym, że czasem nie pamiętamy treści, ale pamiętamy różne wrażenia zmysłowe, okoliczności w jakich czytaliśmy. Nie sądzę, żebym przyciągnęła kogoś, kto w ogóle nie chce czytać. Nie wiem, czy można tak zrobić. Mówię do tych, którzy już zostali kiedyś zarażeni wirusem czytania, ale może dzisiaj nie mają czasu czytać?