Rozmowa z Justyną Sobolewską
Wczoraj rozmawiałem z Wojciechem Jagielskim i on powiedział mniej więcej coś takiego, że utopijny świat, w którym każdy czytałby reportaże i pogłębione analizy, to byłby zły świat. Doszłoby do katastrofy. Czy tak samo jest z czytaniem? Czy, gdyby statystyki były takie, że 100 proc. narodu czyta książki, to rzeczywiście doszłoby do katastrofy?
Nie. Może byłby to naród ludzi oderwanych od rzeczywistości, bo czytanie odrywa. Literatura jest dobrym źródłem wiedzy o życiu, ale dobrze jest też żyć. Trudno mi sobie wyobrazić taki świat. U pana Kleksa - proszę sobie wyobrazić - oni jadą na wyspę, gdzie są tylko ludzie czytający. Może trudno byłoby się z nimi porozumieć, bo cały czas mieliby nosy w książkach? Może byłaby to wyspa samotników, marzycieli. Kto by tam gotował obiady? Bawił się z dziećmi? Szył ubrania? Chodził na randki? Czasem trzeba odłożyć książkę i rozejrzeć dookoła.
Może odwróćmy to pytanie - czy potrafisz sobie wyobrazić świat, w którym książki przestają istnieć?
Mamy już takie obrazy, np. książka i film "Fahrenheit 451". Książki są wielkim fetyszem. Bano się ich, płonęły na stosach (same książki lub ich autorzy), cenzurowano je. W systemach totalitarnych książki były przecież rozsadnikiem buntu. Przemycane pod ubraniem, nielegalnie drukowane itp. Bo to właśnie książki chronią nas przed manipulacją.