Trwa ładowanie...
recenzja
30-01-2012 11:43

Czy one mają prawo…?

Czy one mają prawo…?Źródło: Inne
d3riurw
d3riurw

Choć powieści Picoult - z nielicznymi tylko wyjątkami – czytam z dużym zainteresowaniem i oceniam pozytywnie, nie jestem jej fanką aż na tyle, by śledzić zapowiedzi kolejnych polskich przekładów. Toteż jaki jest temat najnowszego jej utworu – Tam gdzie ty – dowiedziałam się dopiero, gdy książka znalazła się w moich rękach. No i, powiem szczerze, jestem pełna uznania dla odwagi, jaką wykazała się autorka, biorąc na warsztat temat budzący kontrowersje nawet w stosunkowo liberalnym kraju, jakim są Stany Zjednoczone, a jeszcze bardziej polski wydawca, decydując się tę powieść opublikować u nas, gdzie człowiek wyrażający głośno aprobatę lub choćby tylko tolerancję dla zapłodnienia in vitro i małżeństw homoseksualnych naraża się na obrzucenie błotem.

A oto osoby dramatu. Zoe, muzykoterapeutka i piosenkarka-amatorka, w wieku czterdziestu lat wyczerpała już chyba zapas nieszczęść statystycznie przypadający na kilka osób (przedwczesna śmierć ojca, fiasko młodzieńczej przyjaźni i pierwszej miłości, dziesięcioletnia udręka związana z bezpłodnością, a jeszcze bardziej z próbami jej przezwyciężenia, rozwód, poważna choroba, nie mówiąc już o dramatach obcych ludzi, z którymi ze względów zawodowych styka się niemal codziennie i przeżywa je wraz z nimi), a mimo to ma w sobie jeszcze pełno młodzieńczej naiwności i entuzjazmu. Max, ogrodnik, zapalony surfer, krzepki i raczej nieskomplikowany wewnętrznie, przez całe życie zmaga się z kompleksem niższości wobec starszego brata i szuka rozwiązania wszystkich problemów w alkoholu. Vanessa, pedagog szkolny, jest osobą sumienną i szczerze oddaną swojej pracy, prywatnie wierną, czułą, spolegliwą, a jednak wciąż narażającą się na odsądzenie od czci i wiary – bo wszystko, co mogłaby ofiarować mężczyźnie, ofiarowuje
kobiecie…

Małżeństwo Zoe i Maksa sypie się już od jakiegoś czasu, co wcale nie tak rzadko zdarza się w związkach podporządkowujących wszystko inne próbom powołania na świat potomstwa; mało który mężczyzna wytrzymuje długi zaciągane na pokrycie kosztów terapii, ciągłe rozmowy o owulacjach, hormonach, żywotności własnych plemników, problemy zdrowotne przeładowanej lekami żony i jeszcze te straszne huśtawki nastrojów, od eksplozji radości po dodatnim teście ciążowym do czarnej otchłani, gdy znowu się nie uda… Urodzenie martwego dziecka i ujawniające się przy tym problemy zdrowotne Zoe uświadamiają małżonkom różnicę celów: ona chce być matką za wszelką cenę, a on ma już dość roli narzędzia służącego zaspokojeniu pragnienia żony. I gdy jej stan zdrowia pogarsza się jeszcze bardziej, to już nie on jest przy niej, tylko znajoma z pracy, która za chwilę stanie się przyjaciółką, a potem kimś, kim nigdy nie był nawet w połowie żaden mężczyzna… Ale prawdziwy dramat zacznie się dopiero wtedy, gdy obie kobiety zapragną
wykorzystać zdrowe ciało Vanessy i zamrożone zarodki, pozostałe z ostatniej próby zapłodnienia Zoe in vitro, by stać się pełną rodziną, zaś Max, który w międzyczasie chwycił się Biblii równie gorąco, jak poprzednio butelki whisky, uda się po poradę do swego nowego przyjaciela pastora…

Już samo poruszenie tak kłopotliwego tematu zasługuje na uznanie, choć to dla Picoult nie pierwszyzna – wcześniej były * Bez mojej zgody* i * Krucha jak lód, dotykające równie poważnych i równie kontrowersyjnych zagadnień. I tym razem autorka poradziła sobie z tym trudnym zadaniem, stosując swoje wypróbowane sposoby: rozpisanie narracji na głosy, pozwalające spojrzeć na poszczególne wydarzenia z diametralnie odmiennych punktów widzenia, i wplecenie w fabułę detalicznej relacji z procesu sądowego, mającego rozstrzygnąć dylematy bohaterów. Niewyszukany język, prosty styl i przejrzysta charakterystyka postaci nie zostawiają może zbyt wiele pola dla wrażeń artystycznych, lecz w zamian sprawiają, że po książkę może sięgnąć nawet i czytelnik, który nie radzi sobie z trudniejszą w odbiorze prozą. *Czy pod jej wpływem zmieni na lepsze nastawienie do par
jednopłciowych i kwestii wychowywania przez nie dzieci, to inna sprawa, ale przynajmniej będzie miał sposobność do przemyśleń, a przy okazji dozna nieco emocji.

d3riurw

Można się zastanawiać, czy autorka powinna była aż tak bardzo spolaryzować scenę wydarzeń, obdarzając bohaterów stojących po słusznej jej zdaniem stronie licznymi przymiotami, zaś przeciwników czyniąc bez wyjątku osobami małodusznymi, próżnymi, zawziętymi i – przynajmniej na pozór – mniej inteligentnymi. Ale spojrzawszy na to z innej strony, czy nie bywa tak, że określone cechy osobowości czynią bardziej prawdopodobnym zajęcie w danej sytuacji takiego, a nie innego stanowiska?

Trochę na niekorzyść wychodzi powieści natomiast zbyt dosłowne – i zbyt przesłodzone – zakończenie. Może ciekawiej byłoby, gdyby czytelnik sam musiał sobie wyobrazić koleje losu Zoe, Vanessy i Maksa po ogłoszeniu wyroku, niż gdy dostaje to wszystko podane na tacy?...

Nawet z tym zastrzeżeniem lektura jest warta uwagi, stanowiąc dowód, że i o sprawach dużego kalibru da się pisać w wydaniu „pop”.

d3riurw
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3riurw