Jedno z dzieł Pietera Brughela przedstawia szalonego alchemika, który nie bacząc na katastrofalny stan swoich finansów, bez opamiętania oddaje się swoim eksperymentom. Napisane przez Balzaka opowiadanie Nieznane arcydzieło, zdaniem piszącego interesujący wstęp Jacka Dehnela, przypomina raczej odmalowaną przez Giorgione’a rozmowę Trzech filozofów. W dyskusji prym wiedzie sędziwy Frenhofer, podobno uczeń Mabuse’a, który nie szczędzi krytycznych uwag byłemu nadwornemu malarzowi Marii Medycyjskiej – Franciszkowi Pourbusowi, zadziwiając swoimi poglądami na sztukę młodego, bardzo zdolnego adepta sztuki malarskiej – Poussina. Czy zatem opowieść francuskiego pisarza włączona do Studiów filozoficznych Komedii ludzkiej potrafi zadowolić jedynie garstkę estetów i pasjonatów historii sztuki? Wykładający swoje estetyczne poglądy Frenhoefer nie jest jedynie teoretykiem. Odziedziczony majątek umożliwił mu nieograniczone możliwości oddania się sztuce, bez konieczności ubiegania się o wpływowych mecenasów kultury, w
czym wydaje się celować, najbardziej zdroworozsądkowy w całym towarzystwie Pourbus. Zdumiewający swoimi teoriami starzec, niezwykle krytyczny w uwagach i sprawny plastycznie, o czym świadczą porozrzucane po pracowni szkice, budzi nieposkromioną ciekawość pozostałych malarzy niedokończonym dziełem, którego nikomu nie pokazuje. Praca nad tytułowym arcydziełem trwa już dziesięć lat. Nie jest to w końcu tak dużo, aby wyrazić, a nie jedynie kopiować naturę, co jest kwintesencją poglądów starca na temat zadania artysty. Jednak niecierpliwość „kolegów po pędzlu” posiada swoje erotyczne drugie dno.
Podobno pracujący nad aktem plastyk nie pożąda kobiety, na którą patrzy. Jednak Frenhafer tworząc swój obraz, a jest to kobiecy akt, zachowuje się jak Pigmalion. Można by rzec, że z niedokończonym obrazem łączy go więź małżeńska. Jednak artystyczne niespełnienie z biegiem upływających lat i zbliżającej się śmierci staje się coraz trudniejsze do zniesienia. Dwaj młodsi malarze przychodzą z pomocą wybitnemu, aczkolwiek niespełnionemu artyście. W młodym Poussinie kocha się Gillette, ideał kobiecego piękna. Co prawda, niemoralna propozycja ogranicza się jedynie do pozowania, aczkolwiek napięcie związane z penetracją wzrokiem, zdaje się przewyższać film z udziałem Demi Moore. W końcu bohaterowie odmalowani przez francuskiego pisarza ubiegają się o wartości umiejscowione wyżej w hierarchii potrzeb ukutej przez Maslowa. W nagrodę obaj malarze dostają możliwość spojrzenia na arcydzieło, którego oglądanie prowadzi do skutków kojarzących mi się z zakończeniem Portretu Doriana Graya.
Czy rzeczywiście Nieznane arcydzieło przypomina najsłynniejszy utwór Oscara Wilde’a? Czy nienamalowany obraz fikcyjnego malarza rozczarowuje, o czym świadczy reakcja dwóch młodszych malarzy? Czy raczej obraz ten budzi przerażenie? Czy może obrzydzenie? Wielu dostrzegło w Frenhaferze artystę par excellance awangardowego. W opowiadaniu zaczytywali się Paul Cézanne, a także Pablo Picasso. Wszak Frenhofer przypomina innych balzakowskich geniuszy, na których francuski pisarz projektował własne marzenia o stworzeniu największego dzieła literackiego, w jakim zamyśle była monumentalna Komedia ludzka. Czy poszukiwacz „kamienia filozoficznego” nie jest łaknącym chwili dandysem? Kolejna opowieść broniąca ludzi przed jednostronnym rozwojem, które de facto zubaża życie? Ostrzeżenie przed zgubnymi skutkami estetyzmu? Istnieje wiele możliwości, aby odczytać ten niezwykły utwór, który czytany dziś okazuje się jedną z dziewiętnastowiecznych perełek, wzbudzając niepokój podobny do nienormalnej podobizny
fikcyjnego dandysa.