Czy każdy dziesięciolatek ma czasami ochotę unicestwić swoich rodziców?
Polecam każdemu, nawet tym wszystkim, którzy z dziesięciolatkami nie pragną mieć nic wspólnego, których świat dziecka nie interesuje ani trochę, których męczą nieustanne pytania siostrzeńców, polecam nawet tym, którzy dziesięciolatki uważają za stworzenia infantylne. Szczególnie tej grupie polecam. Wydawać by się mogło, że Marzyciel to książka o szczególnym, nietuzinkowym chłopcu. Dziecku obdarzonym niesamowitą wyobraźnią, ciekawymi pomysłami i obiecująca na przyszłość osobowością. Oczywiście, trudno się z taką charakterystyką nie zgodzić. Peter jest dzieckiem niewątpliwie niezwykłym, niezwykłość jego polega przede wszystkim na tym, że czytelnik ma okazję nie tylko śledzić jego przygody, zabawy, czy scenki rodzajowe, ale także poznać motywacje, przemyślenia i podglądnąć skrawek przebogatej wyobraźni chłopca. To jest właśnie największa zaleta tej książeczki – próba przeniknięcia do środka dziesięcioletniej główki, która pracuje bardzo, ale to bardzo intensywnie. Rezultaty – bywają najróżniejsze, ale
zawsze interesujące, czasem zabawne, niekiedy nieco przerażające. Bo czy każdy dziesięciolatek ma czasami ochotę unicestwić swoich najbliższych?
Dodać należy, że książeczka nie razi prymitywizmem, nie ma w niej miejsca na infantylizm, błahostki, głupie pytania i niedorzeczności, czyli wszystko to, co może się kojarzyć (nie twierdzę, że wszystkim się kojarzy) ze światem dzieci, zwłaszcza, gdy się na niego patrzy z pozycji dorosłego. Inaczej zapewne będą tę książeczkę czytać rodzice, niekoniecznie dziesięciolatków. Inaczej może spojrzą na swoje szkraby, może to oni – dorośli zaczną zadawać pytania, dziwić się, może czasem przestraszyć, ale zawsze będzie to ciekawe doświadczenie. Posłuchać, jak własne dziecko bohatersko ratuje siostrę przed dziką bestią, wymienia się ciałem z kotem, zastawia pułapkę na włamywacza, toczy pojedynki z armią mściwych lalek… To musi być przygoda. A pamiętajmy – wyobraźnia dziecka jest czasem bogatsza niż nam by się zdawało. Książka pokazuje, że warto go – dziesięciolatka czasem podpytać o przeżycia z ostatniej godziny.
Trzymam egzemplarz w dłoniach i sprawi mi to ogromną przyjemność. Gdzieś w wyobraźni widzę, jak czytelnicy tej książki najpierw zaśmiewają się do łez, czasem uśmiechają z czymś na kształt serdeczności (nawet jeśli na co dzień nie mają zwyczaju), a potem z niedowierzaniem spoglądają na mniej lub bardziej przypadkowy egzemplarz dziesięciolatka i nadziwić się nie mogą, jak fascynujące mogą być przemyślenia dziecka, któremu się zwykle tej umiejętności odmawia. Z drugiej strony, tę książkę naprawdę przyjemnie trzyma się w dłoniach, nietypowy format, ciekawe rozwiązania graficzne, zdjęcia ilustrujące poszczególne rozdziału i to coś, co sprawia, że przyjemnie jest mieć coś takiego w pobliżu. Na skrzydełku okładki wydawca zamieścił taką oto recenzję: „Marzyciel posiada wszystkie zalety najlepszych powieści McEwana: poetyckość i precyzję języka, przenikliwe obserwacje i niezwykłą wrażliwość, która pozwala mu snuć narrację z perspektywy dziecka”. Bardzo toto trafne, prawdziwe i właściwe, a jednak niezupełne,
niekompletne. Bo w książce McEwana jest właśnie coś, co się recenzentowi wymyka, coś zupełnie niedefiniowalnego, co wzbudza najpiękniejsze emocje i najszlachetniejsze reakcje. I wybuchy śmiechu, prawdziwego, nieskrępowanego. Jest w tej książce tyle piękna i mądrości, że z ogromną przyjemnością i całą odpowiedzialnością polecę ją, jak już było tu kilkakrotnie podkreślone - każdemu. Mniej lub bardziej na dziecięce przemyślenia wrażliwemu.