Bernard Minier dotrzymał słowa! Minął mniej więcej rok, i oto komendant Martin Servaz znów pojawia się na scenie, by rozwiązać kolejną zagadkę kryminalną, równie mroczną i niepokojącą jak poprzednia… a może nawet bardziej, bo przecież teraz nikt już nie ma wątpliwości, że nieobliczalny psychopata Julian Hirtmann pozostaje poza zasięgiem organów sprawiedliwości, i choć oficjalnie ślad po nim zaginął, chyba też nikt nie wierzy, że przestał stanowić zagrożenie dla każdego, kto się znajdzie w jego zasięgu.
Tym razem morderstwo popełniono w akademickim miasteczku Marsac. Ofiarą jest młoda i powszechnie lubiana wykładowczyni literatury, a scena zbrodni została zaaranżowana w taki sposób, by od razu można się było zorientować, że ta śmierć ma coś oznaczać. Schwytany w ogrodzie denatki młody człowiek – student jednej z grup, które nauczała - w stanie narkotycznego oszołomienia twierdzi, że nie wie, kiedy i jak się tam dostał, pamięta tylko, że nieco oprzytomniawszy, usłyszał jakąś dziwną muzykę, po czym, poszukując właścicielki domu, znalazł zwłoki. Lokalni policjanci wcale nie mają zamiaru wzywać komendanta wydziału kryminalnego z Tuluzy, przyjmując za pewnik winę chłopaka, lecz Servaz i tak się zjawia – zaalarmowany telefonem od kobiety, która była jego pierwszą wielką miłością, gdy sam studiował literaturę na tej uczelni. Marianne zaklina się, że jej syn nie mógł popełnić tej zbrodni; Martin zdaje sobie sprawę, że podstawy oskarżenia są dość mocne, ale przez pamięć dawnego uczucia próbuje przynajmniej
poszukać poszlak wskazujących na udział w zbrodni innej osoby… i oto znaleziona w odtwarzaczu płyta przypomina mu o „najgroźniejszym mordercy, jaki kiedykolwiek stanął na jego drodze”. Teraz to już głównie kwestia ambicji, bo jeśli Hirtmann postanowił mu zagrać na nosie… Rzecz jasna, sprawa okazuje się o wiele bardziej skomplikowana, niż to się na wstępie wydaje, i to nie tylko ze względu na echa przeszłości, odzywające się przy penetrowaniu akademickiego środowiska. A ostateczne rozwiązanie zagadki… cóż, pewnie część czytelników usatysfakcjonuje, a części nie zadowoli… ale na pewno da nadzieję na to, że jeszcze niejeden raz spotkamy tego sympatycznego policjanta i jego współpracowników na tropie groźnych przestępców. A może i jego zbuntowaną córkę Margot, która tym razem wraz ze swoim aktualnym przyjacielem próbuje na własną rękę przeprowadzić rozeznanie w sprawie tajemniczego Kręgu?
Choć powieść pod względem objętości nawet odrobinę przewyższa Bielszy odcień śmierci , akcja wydaje się nieco bardziej dynamiczna, może dlatego, że tym razem trochę mniej miejsca poświęcił autor sprawom osobistym współpracowników Servaza (moim zdaniem mógł był też bez szkody dla całości fabuły skrócić albo i całkiem wyciąć epizod opowiadający o greckich wakacjach Irene) i nie wprowadzał zbyt wielu dywagacji na tematy luźno związane ze śledztwem. Napięcie, które wzrasta do maksimum po odkryciu zawartości odtwarzacza w domu denatki, nie maleje do samego finału, a wzmaga je jeszcze zastosowany w tej powieści chwyt narracyjny, dzięki któremu również aż do końca nie zostaje nam ujawnione, kim jest bohaterka prologu i interludiów.
Dobra lektura na chłodne i deszczowe wieczory… pod warunkiem, że żaden sąsiad nie wpadnie na pomysł, by puścić na cały regulator Kindertotenlieder Mahlera, gdy jesteśmy sami w domu…