"Czarolina – 4. Zmora": Co za dużo, to niezdrowo [RECENZJA]
Nie ulega wątpliwości, że Sylvia Douyé stara się uczynić fabułę "Czaroliny" coraz bardziej wciągającą zarówno dzięki niespodziewanym zwrotom akcji, jak i kolejnym tajemnicom. Szkopuł w tym, że w "Zmorze" wszystko dzieje się tak szybko, że momentami czytelnicy mogą poczuć się trochę zdezorientowani.
Już zakończenie poprzedniego tomu było dość dramatyczne, bo z jednej strony – wraz z uczestnikami kursu na wyspie Vorn – dowiedzieliśmy się, że Czarolina jest córką Madame C., a z drugiej strony widzieliśmy, jak główna bohaterka zapada w magiczny letarg. Na początku "Zmory" profesor Archibald Balzar wyjawia zaś swoim uczniom całą prawdę o okolicznościach przyjścia na świat Czaroliny. I tutaj czeka nas kolejne zaskoczenie – otóż Madame C. urodziła bliźnięta!
Z zainteresowaniem obserwujemy też kolejne próby podejmowane przez profesora w celu obudzenia głównej bohaterki. I tak najpierw za pomocą eliksir wprowadza on Tarę w stan pełnego koszmarów snu, aby wezwała w nim Baku, czyli tytułową zmorę, której imię po japońsku znaczy "zjadacz snów". Chodzi o to, aby stwór ten zjadł koszmar Tary, a następnie zajął się stworem ze snów Czaroliny. Chociaż sposób ten nie okaże się do końca skuteczny, to trzeba przyznać, że z przyjemnością podziwiamy wizerunki kolejnych magicznych stworzeń.
Istotne znaczenie ma również to, że gdy Archibald Balzar z opowieści Willy poznaje dokładne okoliczności zapadnięcia Czaroliny w sen, szybko znajduje właściwą metodę, aby przywrócić dziewczynkę do rzeczywistości. W tym momencie wydarzenia jeszcze przyspieszają, bo główna bohaterka momentalnie odkrywa sposób na uwolnienie Meroda i tych dwoje wyjaśnia sobie wcześniejsze nieporozumienia.
Równie ważne okazuje się zaś to, że niedługo później profesor rozpoznaje, jaki magiczny dar ma Czarolina. Co ciekawe, naturalną konsekwencją tego będzie stwierdzenie, że zwiastun zapowiada straszne zdarzenie komuś innemu niż główna bohaterka! No cóż, większość czytelników z pewnością będzie zaskoczona, gdy pozna tożsamość tej osoby.
Kolejnym ważnym wydarzeniem jest pojawienie się na wyspie Vorn nowego ucznia. Najbardziej zaskakujące w tym przypadku jest to, że Charlie w ogóle nie widzi fantastycznych stworzeń… Zastanawiamy się więc, jakim cudem znalazł się on w tym miejscu, a zarazem zdajemy sobie sprawę, że w jego przypadku kolejne komplikacje są jedynie kwestią czasu. Co ciekawe, to właśnie ten chłopak niemal równocześnie z Czaroliną i Merodem odkrywa największy sekret profesora Balzara!
Wszystko to sprawia, że podczas lektury "Zmory" naprawdę nie sposób się nudzić, a w dodatku – jak zawsze w tej serii – możemy też liczyć na rewelacyjne rysunki. Inną sprawą jest, że efekt mógłby być jeszcze lepszy, gdyby te wydarzenia zostały rozpisane na znacznie większą liczbę kadrów.