Tymon Tymański. Gdańsk, Sopot, Gdynia
"Przez ostatnie miesiące mej szkolnej przygody sporo wagarowałem. Chodziłem gdyńskimi bulwarami z tomikami przeklętych poetów pod pachą. Chłonąłem piękną wiosnę, zaczytując się Rimbaudem, Vianem, Bursą, Wojaczkiem. W domu słuchałem bardzo dziwnego miksu muzyki - od Doorsow po Dead Kennedysow i Pere Ubu, od Bacha i Mahlera po Keitha Jarretta. Sukcesem było to, że w ogóle dopuszczono mnie do matury.
Ustnej części matury nie za bardzo pamiętam, gdyż eksperymentowałem w owym czasie ze środkami psychotropowymi - z braku lepszych, szlachetniejszych dragów. Dwa, trzy miesiące później zostałem niespełna 18-letnim, świeżo upieczonym studentem UG. Koniec szkolnej traumy. Co za ulga".