Krystyna Tkacz
W naszej szkole dużo było dzieci żydowskich. W pewnym momencie po kolei zaczęły znikać. Na ile wiedzieliśmy, dlaczego znikają? Nie wiedzieliśmy. Zawsze była nauka, ćwiczenia, nie pamiętam, żeby ktoś nam coś tłumaczył.
Dla nas nie było podziałów. Na podwórku bawiły się dzieci wszelkich możliwych narodowości. Na parterze naszej kamienicy mieszkała rodzina Ukraińców. Pewnego dnia po prostu ich zabrakło. Było też kilka rodzin niemieckich. One też przez wiele lat starały się o wyjazd, aż w końcu znikły bez pożegnania. Zostawały tylko puste mieszkania. I głosy: "Ojej, nie ma już Schefnerow. Ingi już nie ma". Tak to się odbywało.