Artur Andrus. Sanok
"Gdy padł mur berliński, ubłagałem tatę, żebyśmy pojechali do Berlina po wieżę. Hi-fi. Wyruszyliśmy z Sanoka autosanem H9 przez całą Polskę i poł Niemiec po to tylko, żebym mógł kupić dwukasetową wieżę Schneider.
Mam z tamtego czasu zdjęcie, przy którym zawsze się cholernie wzruszam. Tata siedzi na ławce w parku w Berlinie Zachodnim, kroi chleb i otwiera konserwę, żeby nakarmić dziecko po dziewiętnastu godzinach jazdy. Nie wchodziła w grę restauracja. Przelicznik marki był taki, że mieliśmy do wyboru albo jedzenie, albo wieżę.
Boże, jak ja sobie teraz uświadomię, co ten ojciec dla mnie zrobił! Nie dość, że pojechał, to jeszcze dał pieniądze! Na wieżę marki Schneider".