Dwanaście to liczba magiczna. Dwunastu apostołów, tyleż samo znaków zodiaku, a gdy wybija dwunasta godzina, nadchodzi nowy dzień. Spotkanie rosyjskich dysydentów, które Paniuszkin opisuje w swym reportażu, również ma wymiar symboliczny.
Na obrzeżach Tweru, w małej gospodzie, debatuje dwanaścioro „młodych gniewnych”. Przygotowują Marsz Niepokornych. Wśród nich rozpoznajemy śmietankę rosyjskiego przełomu. Ludzi, którzy urodzili się w radzieckiej Rosji, a swą aktywność rozpoczynali w niespokojnych latach dziewięćdziesiątych. Dorastali w okresie pierestrojki, z niepokojem, ale i z nadzieją oczekiwali na rezultaty puczu moskiewskiego, wreszcie, w 1991 roku z radością powitali upadek ZSRR.
Marija Gajdar, Garri Kasparow, Maksim Gromow – są to nazwiska znane nie tylko z nielegalnych demonstracji politycznych (trzeba tu nadmienić, iż w Rosji trudno otrzymać zgodę na pikietę, chyba że jest się członkiem pro-kremlowskiej Jednej Rosji).
Poznajemy więc m. in. mistrza świata w szachach, który stał się groźnym opozycjonistą; byłą doradczynię Putina, popadłą w niełaskę po tragedii Kurska; świadka masakry w Biesłanie; żołnierza jednostki specjalnej (odpowiednika polskiego GROM-u); córkę Jegora Gajdara, byłego Prezesa Rady Ministrów z czasów Jelcyna, dziennikarza zamkniętej przez władzę niezależnej telewizji NTW. Wszyscy oni są bohaterami dwunastu opowieści, z których każda mogłaby stanowić odrębną całość, jednakże zostały połączone nierozerwalną ideą: pragnieniem wolności. Co to pojęcie oznacza dla współczesnego pokolenia rosyjskich dysydentów? Przede wszystkim Rosję bez Putina. To właśnie premiera (a za parę miesięcy prawdopodobnie powtórnie prezydenta) oskarżają o wprowadzenie „zakłamanej demokracji”. Żądają przywrócenia wolnych wyborów gubernatorskich (obecnie stanowiska te obsadzone są przez Kreml), potępiają fałszowanie wyników wyborów, nie zgadzają się z powszechnie panującą korupcją.
A nad ich działalnością unosi się duch Wielkiego Nieobecnego – Michaiła Chodorkowskiego, byłego prezesa koncernu naftowego Jukos, a zarazem opozycjonisty, skazanego pod pretekstem malwersacji finansowych. Pozbawiony niemal całego majątku, przebywa w kolonii karnej.
Postać byłego magnata finansowego wpisuje się w atmosferę książki nie bez powodu.Paniuszkin opisał jego sytuację parę lat temu w książce pod wymownym tytułem: * Więzień ciszy. Jest to pozycja ciekawa, lecz i stronnicza. I – jak to określił Adam Michnik w swoim komentarzu do książki - podobnie rzecz ma się z *Dwanaściorgiem niepokornych. Z czego ta stronniczość wynika? Przede wszystkim Paniuszkin nie boi się. A uściślając: nie boi się strachu. Tacy sami są opisywani przez niego dysydenci. Działają zgodnie ze swoimi przekonaniami, nie unikając przykrych konsekwencji. W ruch idą więc policyjne pałki, na karku czuć powiew oddechu oficerów FSB, a regularne wizyty w areszcie to kwestia przyzwyczajenia.
Tej stronniczości towarzyszy reporterskie zacięcie, z jakim Paniuszkin opisuje swoich bohaterów. Każdą z postaci chce nam możliwie wyczerpująco przybliżyć; poznajemy genezę buntu, dowiadujemy się o szczegółach z przeszłości, często diametralnie różnych od współczesnych działań. Niezwykle ciekawym faktom akompaniuje naprawdę ładny język, ujmują dowcipnie ironiczne metafory i celne stwierdzenia. Lektura polityczna, aczkolwiek estetyczna.