Droga przez mękę
W PRL-u służba bezpieczeństwa robiła wszystko, żeby zamienić pątniczy szlak w drogę przez mękę. W tym okresie pielgrzymki, procesje były jedynymi, dozwolonymi, publicznymi manifestacjami wiary poza Kościołem. Powinniśmy się byli cieszyć, bo chociaż w ten, bierny sposób mogliśmy zaznaczyć obecność katolików w życiu społecznym" - mówił w wywiadzie dla "Dziennika Polskiego" ks. prof. Jerzy Myszor z Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Śląskiego.
Duchowny twierdzi, że władze wzorowały się na Sowietach, gdzie Cerkiew ograniczona była wyłącznie do sfery kultu: "Pielgrzymki były solą w oku dla władz peerelowskich. Obawiano się, i słusznie, że ta forma rozmów Kościoła ze społeczeństwem na ważne tematy religijne, ale również na istotne kwestie społeczne, w tym także polityczne, bo te sprawy się wzajemnie przenikają, może rozmiękczyć ustrój".
Dlatego właśnie władze PRL dążyły do tego, by pielgrzymki były jak najmniej liczne oraz, by nie istniały w żadnych przekazach medialnych.