Marina, nowa powieść Zafona, która właśnie ukazała się na polskim rynku, wcale nie jest taka nowa. W Hiszpanii książka została wydana dziesięć lat temu, dwa lata przed powstaniem Cienia wiatru. Wszyscy, którzy zastanawiali się czy hiszpański prozaik w ogóle istniał przed napisaniem swojego największego bestsellera teraz mogą się przekonać, że owszem istniał, a nawet coś pisał. Trzy niewielkie powieści dla młodzieży oraz Marina stanowiły pewien rodzaj rozbiegu, swoistej wprawki, po których Zafon osiągnął sławę, sukces i zapewne niemałe pieniądze. Jak twierdzi sam autor, Marina zamknęła okres młodości trzydziestotrzyletniego wówczas pisarza i skierowała jego pisarski potencjał w stronę książek dla dorosłych. Mimo tej cezury właśnie z Mariną Zafon jest najmocniej związany, pewnie dlatego, że jest to najbardziej nieokreślona, wizyjna, przerażająca, a jednocześnie, jak sam przyznaje, najbardziej osobista spośród jego książek. Autor mierzy się w niej z takimi tematami jak głęboka miłość i nieuchronna
śmierć. Eros i Thanatos – te dwa motywy całkowicie owładnęły wyobraźnią pisarza kiedy tworzył przerażający świat Mariny. Zafon pokazuje jak dramatyczne są losy tych, którzy nie mogą pogodzić się z istnieniem śmierci. Tych, którzy chcą ją przechytrzyć i wyrwać się z jej szponów. Choć pomysł pisarski jest stary jak świat, trzeba jednak ostrzec, że Zafon nie stroni tu od motywów rodem z horrorów klasy B, jest nieznośnie dramatyczny i momentami piekielnie kiczowaty.
Wszystkim, którzy jeszcze nie wiedzą czego się spodziewać po „nowej-nie nowej” książce Zafona trzeba powiedzieć, że Marina pokazuje trochę inne oblicze popularnego w Polsce pisarza. Może mniej oryginalne, bardziej przewidywalne i bazujące na dość niskich instynktach czytelniczych, ale widać w nim już zaczątki przyszłego geniusza literatury popularnej. Już w Marinie Zafon jest twórcą znakomitych postaci, które stają się nam bliskie po kilku przeczytanych zdaniach. To mistrz fabuły całkowicie pochłaniającej czytelnika. W Marinie jedna historia wynika z drugiej, opowieści przeplatają się i łączą, a bohaterowie są ze sobą powiązani milionem zależności. Zafon już tutaj jest autorem, od książek którego nie można się oderwać, bo… są jak brazylijska telenowela. Ani się obejrzymy, a już 1456 odcinek za nami i z niecierpliwością czekamy na kolejny. Tym razem jednak jest to telenowela o wiele bardziej mroczna i przerażająca niż Cień wiatru i Gra Anioła. W Marinie otaczają nas makabryczne obrazy, osacza
wszechobecna śmierć, od której nie można uciec. Piękno zamiast być przedmiotem podziwu, niszczeje i trawi je rozkład, a w mrocznej Barcelonie, prawie nigdy nie świeci słońce.
„Marina powiedziała mi kiedyś, że wspominamy tylko to, co się nigdy nie wydarzyło” – te słowa Óscara Draia, głównego bohatera powieści są motywem przewodnim książki Zafona. To historia utkana z opowieści, w których sami musimy oddzielić prawdę od kłamstwa. Drai po 15 latach milczenia opowiada swój sekret. Mówi o pierwszej miłości, o moknącej w deszczu Barcelonie, o makabrycznych odkryciach, o ludziach uwikłanych w historię, która igra z ich życiem. Opowiada też Marina: o swoim ojcu malarzu, który stracił natchnienie po śmierci ukochanej żony, a teraz żyje w półśnie w rozsypującej się willi na jednej z piękniejszych dzielnic Barcelony. Opowiada cmentarz na Sarriá, gdzie aż roi się od wspomnień setek osób. Jak mówi Marina: „Spotkać tu możesz całe ich życie, ich uczucia, ich nadzieje i brak nadziei, nieziszczone marzenia, rozczarowania i porażki, nieodwzajemnione miłości, które przysporzyły im cierpień. Wszystko, kiedyś przerwane, wciąż tu jest.” To właśnie na cmentarzu Óscar i Marina spotykają tajemniczą
kobietę w czerni, która regularnie składa krwistoczerwoną różę na bezimiennym grobie. Dla zabawy postanawiają dowiedzieć się kim jest dziwna nieznajoma. Nie widzą, że jej historia na zawsze odmieni ich życie.
Wraz z pojawieniem się kobiety w czerni niewinna powieść o pierwszej miłości przenosi nas w mroczne rejony, gdzie ludzie giną w barcelońskich kanałach, a znany potentat robi makabryczne badania na ludzkich zwłokach, bo chce pokonać śmierć. Książka dla młodzieży staje się klasyczną powieścią gotycką, którą czytamy na przemian z oburzeniem i obrzydzeniem, ale nie jesteśmy w stanie się od niej oderwać. Mimo, iż jej akcja rozgrywa się w latach 80. XX wieku, w Marinie mamy wszystko, co 200 lat temu można było przeczytać u Walpole’a, Ann Radcliffe, Mary Shelley czy Brama Stokera. Tajemnicza, momentami wręcz upiorna atmosfera, przerażające wnętrza, w których czuć zapach padliny. Szaleństwo, które dopada wszystkich bohaterów i postać okrutnego wizjonera, który sztucznie podtrzymuje ludzkie życie to elementy charakterystyczne dla tej książki i innych powieści gotyckich.
Marina Zafona to książka zaskakująca. Wciąga a jednocześnie przeraża, fascynuje i wzbudza wstręt, z historii miłosnej zmienia się w makabryczny horror, by pozostawić nas w kompletnym osłupieniu dla chorej wyobraźni autora. Jest to też oczywista gra z powieścią gotycką. Odrobinę odbiera to Zafonowi oryginalności, ale wiemy wszyscy, że aby powstał Cień wiatru autor musiał przejść swego rodzaju kurs kreatywnego wykorzystywania znanych z literatury gatunków i motywów.