Gdzie diabeł nie może...
Jedni robili zdjęcia za pomocą aparatów zamontowanych w peryskopach, jeszcze inni nurkowali narażając się na śmiertelne niebezpieczeństwo. David Bingham wolał oddawać się swojej fotograficznej pasji w zaciszu gabinetu. Głównym tematem jego portfolio były tajne dokumenty dotyczące taktyki i technologii NATO. Na okręcie podwodnym służył od 1958 do 1963 roku, zaś w 1970 r. wstąpił do floty nawodnej. Rok ten rozpoczął w szpitalu, z ciężką depresją i dwoma tysiącami funtów długu na koncie. Żona zajmowała się głównie zakupami i grą w bingo, co nie sprzyjało reperowaniu domowego budżetu.
Bingham postanowił ją zatem wysłać do ambasady radzieckiej z bardzo konkretną ofertą współpracy. Rosjanie na ofertę przystali, zaopatrując Binghama w kompaktowy aparat. Za jego pomocą, marynarz uwieczniał szczegóły przyszłych ruchów okrętów, potencjalnie narażając życie kolegów z Royal Navy. Kontynuował swój proceder, gdy zyskał dostęp do instrukcji operacyjnych i taktycznych oraz najświeższych raportów wywiadu. Brzemię ciążyło jednak coraz bardziej. W sierpniu 1971 roku przyznał się przełożonemu, że jest radzieckim agentem. Skazano go na 21 lat więzienia, żona dostała 2,5 roku.