Choroby psychiczne to tabu. "Ludzie najlepiej się czują wśród takich samych, jak oni"
Michał Borczuch, jeden z najpilniej dziś obserwowanych i najbardziej cenionych twórców teatralnych w Polsce, laureat Paszportu Polityki, pracuje właśnie w krakowskim Teatrze im. Juliusza Słowackiego nad nowym spektaklem.
Maciej Kowalski: Co aż tak bardzo zafascynowało cię w tekście dramatu Alejandro Morena Jashesa „Czarne papugi”, że zdecydowałeś się zamówić jego polskie tłumaczenie i prapremierowo wystawić w Polsce?
*Michał Borczuch: *Autor tego tekstu, chilijski dramatopisarz, to mój znajomy. Od dawna chciał, żebym wystawił jakiś jego dramat. A ja po kilku spektaklach zbudowanych praktycznie bez tekstu wyjściowego, takich, które powstawały na próbach, konstruowane z różnych fragmentów i improwizacji, chciałem pracować na gotowym materiale. Na poziomie idei „Czarne papugi” to bardzo prosty tekst, opowieść o ciemności. Jest ona traktowana dosłownie i w mocno surrealistyczny sposób - chodzi bowiem o ciemność wewnątrz ludzkiego ciała. Zainteresowała mnie nie tylko tematyka, ale i forma i język tego dramatu: to monolog, który nie jest rozpisany na poszczególne postaci, ale sugestie autora idą w taką stronę, żeby rozumieć to jako rozmowę bohatera i jego gałek ocznych. Spodobało mi się zderzenie poetyckości i brutalności w tym tekście. Już na próbach dramaturg, Tomasz Śpiewak, trochę „podkręcił” ten materiał, wprowadzając do niego więcej dosadności.
Spektakl ma dotyczyć tematyki choroby psychicznej. Czemu zdecydowałeś się stworzyć przedstawienie na ten temat? Czy masz jakieś bezpośrednie doświadczenia związane z tą kwestią?
Nie mam bezpośrednich doświadczeń, ale schizofrenia zawsze mnie interesowała. Pracując nad tym materiałem bardzo chciałem skonfrontować aktorów nie tylko z literackim podejściem do choroby psychicznej, ale także z konkretnymi doświadczeniami z nią związanymi. Dlatego zdecydowaliśmy się na spotkanie z osobami, które przeszły chorobę psychiczną i pobyt w zakładzie psychiatrycznym. Naszym „łącznikiem” z nimi była Magda Kownacka. W rozmowach szybko pojawiły się główne tematy, które się z tym wiążą: choroba psychiczna jako dezintegracja czy kwestia związanego z nią tabu społecznego, dotykającego chorych.
Jak wyglądały próby, a przede wszystkim praca z osobami z doświadczeniem choroby psychicznej?
To były cztery osoby, nota bene - artyści zajmujący się różnymi dziedzinami twórczości. Nazwaliśmy ich „grupą badawczą”. Każdy z jej członków przygotowywał dla aktorów zadania, warsztaty. Czasem były to zajęcia bliższe terapii, czasem - wyzwania quasi-teatralne. Dla aktorów było to z pewnością zderzenie z nieco innym niż ich własne myśleniem o teatrze, ale także z zupełnie oryginalnym rodzajem wyobraźni.
Jakie wnioski wypływały z tych spotkań?
Wątkiem, który pojawiał się bardzo często i okazał się wspólnym doświadczeniem „grupy badawczej”, była kwestia opresyjności i przymusu, który cechuje doświadczenie szpitala.
W spektaklu zadajesz pytanie o definicję normalności i „nienormalności”. Dlaczego, twoim zdaniem, ta granica do teraz postawiona jest tak jednoznacznie? Do czego społeczeństwu potrzebne jest naznaczenie i marginalizowanie tego, co znajduje się za nią?
Ten podział zawsze był potrzebny społeczeństwu i dominującej większości. Ludzie najlepiej się czują w gronie osób wyglądających tak samo, zachowujących się tak samo, wyznających taki sam system wartości. Czasem ta kwestia przyjmuje ekstremalne formy. Potrzebne jest przełamanie, które musi się rozpocząć od rozpoznania inności i wyłączenia myślenia, że „moje jest lepsze”.
Twój najnowszy spektakl będzie miał nietypową strukturę i charakter. Na czym będzie polegała ta „teatralna kompozycja”?
Głównym elementem będzie materiał filmowy, który powstawał podczas warsztatów. Zadaniem aktorów w tym spektaklu będzie wchodzenie w dialog z obrazem. Mało będzie w tym teatru, punktem wyjścia będą raczej działania performatywne.
Nie dość, że w spektaklu mają być wykorzystane materiały filmowe, niedawno realizowałeś także debiutancki film fabularny, „Warany z Komodo”. Czy to oznacza, że na dobre poszerzasz paletę twoich artystycznych doświadczeń o film? W czym ten rodzaj twórczości jest skuteczniejszy czy wygodniejszy niż teatr?
Tak, chcę kontynuować te doświadczenia. Mam poczucie, że film daje większą swobodę. Ma on znacznie większą, bezpośrednią siłę przekazu. Kiedy operuje się obrazem zarejestrowanym na filmie, znaczna część komunikatu jest w nim zawarta z samego założenia. Żeby uzyskać podobny efekt na scenie, potrzebne są dodatkowe środki, co nie zawsze jest wygodne. Kadry filmowe mówią same za siebie, posługując się wyłącznie teatrem trzeba bardzo dużo dopowiadać.
A co z „Waranami z Komodo”? Kiedy będzie można je zobaczyć?
Film jest gotowy. Jesteśmy teraz na etapie wysyłania go na festiwale filmowe i czekamy na efekty. Mam nadzieję, że film trafi na ekrany polskich kin jesienią. Choć oczywiście mówimy o bardzo ograniczonej dystrybucji, to jednak nie jest przecież film dla masowej publiczności.
Twoje spektakle często wyrastają z osobistych doświadczeń, ale siłą rzeczy ocierają się przez to o ważne zagadnienia społeczne czy polityczne - tak było choćby z kwestią homoseksualizmu w „Żabach” w warszawskim teatrze Studio. Teraz wiele wskazuje, że może być podobnie. Czy takie są twoje intencje?
Tym razem chodzi o coś trochę innego, bo doświadczenia które nikogo z nas bezpośrednio nie dotyczy. W przypadku pracy nad tym spektaklem mieliśmy dużo do czynienia z doświadczeniami intymnymi osób ze schizofrenią. W filmie, który stanowi główną oś „Czarnych papug” widać i dokument o tamtej pracy, ale i aktorskie interpretacje czy próby interpretacji choroby.
Bardzo często pracujesz z tymi samymi aktorami, których zabierasz ze sobą z teatru do teatru. Na ile to istotne w powstawaniu twoich spektakli?
Z jednej strony to dla mnie bardzo ważne, bo to w jakimś sensie kontynuowanie doświadczeń. Bardzo ważna jest dla mnie możliwość rozwijania pewnych myśli i pomysłów ze spektaklu na spektakl. Bardzo pomaga w tym sytuacja, w której wszyscy znamy swoje metody pracy, wiemy, jak do siebie mówić, żeby dokładnie przekazać to, co chcemy powiedzieć.
*Tym razem na scenie zabraknie jednego z najbardziej „twoich” aktorów, Krzysztofa Zarzeckiego. Czy to tylko kwestia pokrywających się terminów czy zadecydowała jakaś bardziej merytoryczna sprawa? *
Tak, oczywiście że chodzi tylko o sprawy organizacyjne. Jest jeszcze jeden powód: Teatr Słowackiego w Krakowie jest w jakimś sensie nowy - od niedawna działa pod nową dyrekcją. W tej pracy pracy chodziło więc też o to, żeby zaangażować przede wszystkim aktorów tej sceny.
Premiera "Czarnych papug" odbędzie się 16 czerwca 2018 w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie.