Trwa ładowanie...
dmophfw
03-02-2020 15:31

Chłopcy. (#2). Chłopcy 2. Bangarang. Wydanie II

książka
Oceń jako pierwszy:
dmophfw
Chłopcy. (#2). Chłopcy 2. Bangarang. Wydanie II
Forma wydania

Książka

Rok wydania
Autorzy
Kategoria
Wydawnictwo
Materiały prasowe
Źródło: Materiały prasowe

Wznowienie drugiego tomu głośnego cyklu Chłopcy wzbogacone zupełnie nową historią! Rykiem silników, hukiem wystrzałów i głośnym: BANGARANG! – tak zwiastują swoje przybycie Zagubieni Chłopcy, najbardziej niezwykły gang motocyklowy na świecie. Niegdyś wierni towarzysze Piotrusia Pana, dziś odziane w skórzane kurtki zakapiory pod wodzą zabójczo seksownej Dzwoneczek. Zrobią wszystko, by przetrwać… i dobrze się przy tym bawić. Bez względu na cenę. Chłopcy to wystrzałowy cykl Jakuba Ćwieka, który łączy ciężki klimat rodem z popularnego serialu Sons of Anarchy z bajkowymi postaciami klasycznej powieści Jamesa M. Barriego Piotruś Pan. Ilustracje do książki wykonał Robert Adler.

Chłopcy. (#2). Chłopcy 2. Bangarang. Wydanie II
Numer ISBN

978-83-7924-368-6

Wymiary

123x195

Oprawa

miękka

Liczba stron

304

Język

polski

Fragment

KTO SIĘ PRZEZYWA... To była maleńka stacja gdzieś w środku głuszy. Oświetlony blaskiem księżyca niewielki ceglany domek z zakratowanymi oknami, wyszczerbioną, porośniętą mchem dachówką i drewnianą wiatą sięgającą połowy brukowanego peronu. W środku świeciła się tylko jedna lampka, zapewne przy biurku zawiadowcy. Dochodziła północ i według nowego rozkładu umocowanego na zmurszałej ścianie nad połamaną ławką od trzech minut powinien tu stać osobowy do Warszawy Wschodniej, nikt już jednak nie wierzył w punktualność kolei. O czasie zacharczały tylko przechodzone głośniki, a następnie rozległ się wyrecytowany znużonym głosem komunikat o kwadransie spóźnienia, które mogło ulec zmianie. A potem znowu tylko cisza i cykanie świerszczy na okolicznych polach. I nagle gdzieś w oddali rozległ się ryk. Miarowy, głośny i agresywny, narastał z każdą chwilą, płosząc uśpione ptaki. Wreszcie spomiędzy drzew wystrzelił snop jasnego światła. W zakratowanym oknie pojawił się zawiadowca w służbowej czapce z daszkiem. Z jedną ręką przyłożoną do czoła, a drugą uzbrojoną w długą, ogumowaną latarkę, stał tak przez dłuższą chwilę, jakby nieświadom, że za sprawą lampki za jego plecami jest dużo bardziej widoczny, niż sam cokolwiek widzi. Gapił się w snop światła i wsłuchiwał w ryk silnika, aż dostrzegł w księżycowej poświacie ogromny motocykl, będący źródłem zarówno blasku, jak i hałasu. Odczekał jeszcze chwilę, aż pojazd zatrzyma się, a potem przybysze – mężczyzna i kobieta – odwieszą kaski i zsiądą z motoru, po czym wrócił do biurka i specjalnie dla nich jeszcze raz nadał komunikat o spóźnieniu. Wychodzić do nich ani myślał; łysy, blady motocyklista o białej jak śnieg brodzie miał czerwone oczy diabła i spotkanie z nim na pewno nie przyniosłoby zawiadowcy nic dobrego. * – Możesz już jechać – stwierdziła Dzwoneczek, rozpinając skórzaną kurtkę i rozglądając się po okolicy. – Poczekam te parę minut sama, a w domu jeszcze masa roboty przed Zjazdem. Stalówka nie odpowiedział. Sięgnął do tylnej kieszeni spodni po wymiętoloną paczkę papierosów i wyciągnął dwa. Wsunął je do ust, odpalił i jeden podał Dzwoneczkowi. – Naprawdę myślisz, że Paragon to dobry pomysł? – zapytał. – Nie jeździ już od tak dawna. – Był jednym z nas – odparła. – Poza tym zapraszał. – Ale ma teraz żonę... Spojrzała na niego z powagą, ale po chwili nie wytrzymała i parsknęła śmiechem. – Kurwa, Stalówka, nie zamierzam spać z nim, tylko u niego, opanuj się. Poza tym może mi się przydać pomoc. – Mógłbym pojechać z tobą. Wziąć samochód i za jakąś godzinę… Pokręciła głową, po czym wspięła się na palce i pocałowała go w policzek. – Zjazd, Stalówka – powiedziała. – Ktoś musi się nim zająć, gdy mnie nie będzie. Zjazd nie poczeka. Zwłaszcza ten. Odstąpiła o krok, zaciągnęła się papierosem i cisnęła niedopałek na ziemię. Gdzieś z oddali dobiegł ich ostrzegawczy gwizd maszynowozu. – Jedź już – poprosiła. – I jeżeli to możliwe, nie zróbcie jutro większych zniszczeń, niż trzeba. – Tak – westchnął Stalówka – chociaż ostatnio potrzeby rosną. Wiesz, adrenalina już nie ta. Pokiwała głową. Znała przecież swoich chłopców. – No to niech przynajmniej żadne szkody nie wyjdą poza obszar lunaparku. – I lasku? Dzwoneczek westchnęła. – I lasku. – Także tej części po drugiej stronie ulicy? – upewnił się Stalówka. – Wiesz, Kędzior koniecznie chciałby to doprecyzować. W oddali zamajaczyły już światła pociągu. Dwa żółte ślepia wyłaniające się z mroku, omiatające swym spojrzeniem zgarbioną stacyjkę, mały placyk obok niej i ich dwoje przy motocyklu. Dzwoneczek przypomniała sobie nagle, jak dawno nie jechała pociągiem. – Chcę tylko mieć do czego wracać – stwierdziła. – I do kogo. Więc bawcie się grzecznie i wywieźcie Kubusia. Stalówka wyszczerzył się w uśmiechu, a jego oczy jeszcze mocniej zapłonęły czerwienią. – Spokojnie – powiedział. – Kędzior z Milczkiem już nad tym pracują. * Rozmawianie z Kubusiem przypominało trochę grę w łapki. Siedzisz sobie spokojnie, rączki na widoku, niezobowiązujące tematy, a tu nagle chwila nieuwagi i pac!, dostajesz po łapach. Jak to możliwe, myślisz, więcej się nie nabiorę, ale potem przychodzi co do czego, znowu w coś zabrniesz, zamyślisz się. I znowu jest jak zwykle. Kędzior wiedział o tym doskonale i pewnie nie podjąłby się tej rozmowy, ale oczywiście Bliźniacy znaleźli sposób, by go podpuścić i wrobić, więc teraz siedział tu, zgarbiony na małym łóżku chłopca niczym plastikowy Hulk usadzony w domku dla lalek, i ku ogromnej uciesze stojącego w kącie Milczka wił się pod naporem Kubusiowych pytań. – Ja naprawdę nie rozumiem, co takiego może się wydarzyć podczas Zjazdu, czego ja nie mogę widzieć – stwierdził chłopczyk, robiąc poważną minę i tym samym dając początek kolejnej rundzie starcia. – Dlaczego nie chcesz mi wyjaśnić? – Już ci mówiłem. Tego nie da się tak po prostu wyjaśnić, musiałbyś tu być. No a rzecz w tym, że nie możesz. Kubuś przekrzywił lekko głowę i zmarszczył czoło. – Chcesz powiedzieć, że masz tak ubogi słownik, że nie umiesz się wyrazić? – zapytał. – Mój słownik jest na tyle opasły, że jakbym ci nim pierdolnął... Stojący w kącie Milczek klasnął w dłonie. Kędzior obejrzał się i przez chwilę, dysząc ciężko, patrzył, jak drugi motocyklista miga. Wreszcie uśmiechnął się paskudnie i pogładził się po gęstej rudej brodzie. – To jest myśl, Milczek – pochwalił. Wstał, poprawił kurtkę i wyciągnął rękę do chłopczyka. – Chodźmy gdzieś, gdzie jest laptop. Poszli. I najwyraźniej poskutkowało, bo gdy pół godziny później wychodzili z makietowej i wpadli na Pierwszego, Kubuś był blady jak ściana, drżały mu usta i ręce. Już zdecydowanie nie chciał zostawać. – Co mu jest? – zapytał Bliźniak. Kędzior wzruszył ramionami. – Nie może zostać na Zjeździe. A ja mam ubogi słownik. Pierwszy pokiwał głową, najwyraźniej doskonale rozumiejąc, co jedno z drugim ma wspólnego. Płynnym ruchem sięgnął do tylnej kieszeni po grzebień i przeczesał włosy. – I co z nim zrobicie? – Milczek zabierze go do takiej jednej – wyjaśnił Olbrzym. – Duże cycki, to i na dzieciach musi się znać. Ewolucja, wiesz. Instynkt. Znowu Bliźniakowi nie pozostało nic innego, jak tylko pokiwać głową. Nie znał się na tych sprawach specjalnie, a na dodatek podejrzewał, że Kędzior wie w temacie jeszcze mniej, więc dyskusja mogłaby pójść na noże. Dosłownie. A nikt nie miał ochoty zaprawiać się i uszkadzać na dzień przez Zjazdem. Raz jeszcze zerknął więc na pogrążonego w stuporze Kubusia i rozczochrał mu fryzurę. – Trzymaj się, mały – powiedział. – A tego, co widziałeś, cokolwiek ci pokazał, nie próbuj w domu. Przynajmniej nie przez najbliższe parę lat. Chłopczyk ledwie zauważalnie pokiwał głową. – No dobra, to ja lecę pomóc bratu przy wyładunku żarcia. Bliźniak ruszył w stronę schodów. – Ale jakbyście dali mi adres tej z cycami – odwrócił się jeszcze – to myślę, że Drugi sobie świetnie... – Milczek go zawiezie. – Ech... No dobra. Pierwszy zbiegł po schodach i jeszcze przez chwilę jego dudniące kroki niosły się po korytarzu na parterze, aż wreszcie ucichły. Dopiero wtedy Kędzior spojrzał na Kubusia i pogładził go po głowie, poprawiając rozwichrzone przed momentem włosy. – No i widzisz? Trzeba się było kłócić? To teraz masz – powiedział, kucając i biorąc zlęknionego malucha na ręce. Normalnie posadziłby go sobie na ramieniu, jak zawsze, ale teraz nie był pewien, czy Kubuś byłby w stanie się na nim utrzymać. Ułożył go więc w kołysce z własnych przedramion, które spokojnie mogły robić chłopczykowi za łóżko, i ruszył w stronę pokoju Milczka. – Ale spoko – mruknął po chwili. – Mam jeszcze zapas łez, to za dwa dni zapomnisz. Inaczej by mi chyba mama nogi z dupy wyrwała.

Podziel się opinią

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
dmophfw
dmophfw
dmophfw
dmophfw