Chciała wynająć mieszkanie w Berlinie. Na castingi przychodzi po kilkadziesiąt osób
W jednym mieszkaniu czynsz był niski, ale trzeba było je ogrzewać węglem. W innym zorganizowano casting w formie imprezy dla kilkunastu dziewczyn ubiegających się o pokój. Walka o wynajem lokum w Berlinie jest zacięta od lat. Ale to, co dzieje się tam ostatnimi czasy, przerasta ludzkie pojęcie.
Dzięki uprzejmości wyd. Muza S.A. publikujemy fragment książki Justyny Burzynski "Taki jest Berlin. O mieście kontrastów i ciągłych zmian", która ukaże się 10 maja.
Mam za sobą najdziwniejsze castingi mieszkaniowe w Berlinie. Spędziłam długie godziny, przeszukując i non stop odświeżając oferty na portalu ogłoszeniowym wg-gesucht.de i kilku innych. Już wtedy, ponad dziesięć lat temu, znalezienie czegoś odpowiedniego nie przychodziło łatwo, choć ofert było o wiele więcej niż teraz, a ceny były zdecydowanie bardziej przystępne.
Na Kreuzbergu jeden z moich niedoszłych współlokatorów wytłumaczył mi, że niski czynsz jest związany z koniecznością ogrzewania pokoi węglem. Zimy mogły się okazać ciężkie. Sugerował przynoszenie wieczorem zapasu opału, żeby rano nie trzeba było iść w piżamie do piwnicy. Nawet byłam wtedy skłonna zaakceptować te skromne warunki, bo pokój przypadł mi do gustu; był bardzo przestronny i klimatyczny, z widokiem na park.
Zmieniłam zdanie, gdy przeszliśmy dalej, do toalety, a facet skrupulatnie starał się mi wytłumaczyć, w jaki sposób najlepiej czyścić miskę WC, bo nie tolerował, kiedy jest nawet minimalnie brudna. Założył gumowe rękawiczki, wyciągnął szczotkę i domestos i z pasją zabrał się do usuwania nagromadzonych bakterii. Nie zdecydowałam się wtedy wprowadzić do jego królestwa.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Blanka będzie reprezentować Polskę na Eurowizji. Ale bez kontrowersji się nie obyło
Później trafiłam na casting nieopodal klubu KitKat. Kiedy przyszłam, drzwi były już otwarte, a w środku rozkręcała się impreza. Do niewielkiej kuchni zaproszonych zostało co najmniej kilkanaście dziewczyn. Mieszkający tam trzej przyjaciele zdecydowali, że pokój w ich WG (WG jest skrótem od Wohngemeinschaft, co oznacza mieszkanie dzielone z innymi) dostanie ta, która zostanie z nimi do końca. Z takiego układu również się wycofałam.
Tamtego dnia miałam jeszcze jedno miejsce do obejrzenia. Następny wynajmujący oznajmił mi wówczas, że wprawdzie nie ma jeszcze ścianki działowej między pokojami, ale planuje ją jak najszybciej wybudować, tylko najpierw muszę podpisać umowę. Podobne sytuacje nie należą do rzadkości. Trudność ze znalezieniem lokum stanowi część berlińskiej przygody. Wcale nie jest łatwiej w przypadku wynajmu całego mieszkania. Wtedy też trzeba się spodziewać castingów, ale dodatkowo wymagane jest przedstawienie sporej ilości dokumentów.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Na spotkania z maklerami lub przedstawicielami ze spółdzielni ustawiają się długie kolejki. Dość często obowiązuje po prostu zasada "kto pierwszy, ten lepszy", a dokładniej "kto pierwszy rzuci dokumenty aplikacyjne na stół i będą one do zaakceptowania, ten otrzyma kontrakt". W efekcie postępującej gentryfikacji zmniejsza się liczba mieszkań w przystępnych cenach. Według różnych danych, które pojawiają się w tym zakresie, średnio na każdy wolny Wohnung w mieście aplikuje około dwustu osób, ale rekordy sięgają nawet kilku tysięcy chętnych.
W ciągu ostatnich dziesięciu lat czynsze wzrosły ponad dwukrotnie (chodzi tu głównie o ceny w nowych umowach najmu. W przypadku tak zwanych starych kontraktów wiele osób może się wciąż cieszyć niskimi czynszami). Jednocześnie znacznie spadła liczba dostępnych mieszkań komunalnych. W 2001 roku było ich 264 tysiące, a w 2022 roku – tylko 92 tysiące i wszystkie są zajęte. Zaraz po zjednoczeniu, aby załatać luki budżetowe, miasto zaczęło wyprzedawać należące do siebie lokale. Teraz ich brakuje (według różnych szacunków co roku potrzebnych jest ich około 80 tysięcy), więc Berlin planuje budować nowe.
Czy w zażegnaniu kryzysowej sytuacji może pomóc akcja Deutsche Wohnen & Co Enteignen? Uspołecznienie dotyczyłoby dużej liczby mieszkań w obrębie Berliner Ringu. W tej kwestii pojawia się wiele wątpliwości, z czego największe wiążą się z kosztami przeprowadzenia wywłaszczenia. Miasto musiałoby wypłacić liczne odszkodowania, a cały proces mógłby trwać latami. Nawet jeśli Berlin zastosuje się do woli mieszkańców wyrażonej w referendum, nie będzie to wystarczająco szybka odpowiedź na aktualne potrzeby. Nowe budownictwo może okazać się tak samo mało skuteczne ze względu na rosnące koszty budowlane i nienadążanie za rzeczywistym popytem. W konsekwencji powstałe budynki wcale nie będą tanie, a i tak będzie ich za mało.
Berlińczycy oczekują od lokalnego Senatu znalezienia sposobu na poprawę stanu rzeczy. Trwają debaty publiczne, są opracowywane liczne analizy problemu, poszukuje się niekonwencjonalnych rozwiązań. Największą rolę odgrywa jednak wciąż miasto i to jego regulacje i działania mogą wpłynąć na zmianę krajobrazu.
Powyższy fragment pochodzi z książki Justyny Burzynski "Taki jest Berlin. O mieście kontrastów i ciągłych zmian", która ukaże się 10 maja nakładem wyd. Muza S.A.
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" z jednej strony znęcamy się nad "Bring Back Alice" i "Randką, bez odbioru", a z drugiej - postulujemy o przywrócenie w Polsce zawodu swatki (w "Małżeństwie po indyjsku" działa to całkiem sprawnie). Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.