Babcia-hazardzistka
Raczkowski trochę miejsca w książce poświęca także babci Janinie, która była hazardzistką: "Paliła papierosy i uwielbiała nalewki. Miała ich dziesiątki. I całe życie grała na wyścigach. [...] Całe dzieciństwo spędziłem na Służewcu i w komisariacie milicji, gdzie nieustannie przez megafon jeden z milicjantów wołał: "Czteroletni Marek czeka na babcię na komisariacie".
Babcia oczywiście zapominała o mnie w ferworze gry. To zagubienie na torach konnych na Służewcu to chyba moje najwcześniejsze wspomnienie. Pamiętam dokładnie ten komisariat, pamiętam, że na pocieszenie - bo oczywiście płakałem rzewnie - dostawałem od milicjantów kisiel".
Z perspektywy czasu rysownik nie ma tego jednak babci za złe. "To były inne czasy, wtedy nie było jeszcze aborcji, pedofilii, narkotyków, Al-Kaidy. To były czasy bez zagrożeń. Kiedy ginęło dziecko, nikt nie wyobrażał sobie, że porwali je chirurdzy sadyści, że będą je gwałcili i wycinali mu narządy" wyjaśnia.