Trwa ładowanie...
recenzja
24-09-2013 21:40

Być damą, być gwiazdą

Być damą, być gwiazdąŹródło: "__wlasne
d1y6j1o
d1y6j1o

Potrzeba dorównywania wzorcom tkwi w człowieku pewnie od zawsze, i nie chodzi tu tylko o wzorce etyczne/moralne; równie mocno (choćby tylko podświadomie) pragniemy upodabniać się do kogoś, kto swoim wyglądem, sposobem poruszania się, gestami budzi powszechny zachwyt. W każdej prawie epoce są tacy ludzie – dziś nazywani „ikonami stylu” – na których wzorują się setki czy tysiące, a w dobie mass-mediów już nawet może miliony innych. W połowie XX wieku pojawiły się dwie postacie, które na długie lata stały się swoistymi symbolami: Jackie Kennedy uosabiała klasyczną elegancję światowej damy, Marilyn Monroe była wcieleniem seksbomby.

Czy współczesnej kobiecie może dostarczać wzorów ktoś, kto urodził się ponad 80 lat temu? Zdaniem Pameli Keogh każda czytelniczka, nawet taka, która teoretycznie mogłaby być prawnuczką Jackie lub Marilyn, może odnaleźć w sobie pewne cechy sposobu bycia i psychiki którejś (lub i jednej, i drugiej) z nich i czerpać z jej/ ich stylu inspiracje. Jak się o tym przekonać? Na początek rozwiązać opracowany przez autorkę prosty test złożony z kilkunastu pytań, dzięki któremu dowiemy się, czy mamy w sobie więcej Jackie, czy Marilyn, a żebyśmy nie wzięły go całkiem na serio, dano nam jeszcze wyjście awaryjne: „remis oznacza, że albo się oszukujesz, albo jesteś Umą Thurman”. I może coś w tym jest, bo przyjrzyjmy się zdjęciom tej aktorki poza czerwonym dywanem: minimum makijażu, włosy luźno rozpuszczone, spięte w niedbały koczek albo związane w koński ogon, dżinsy, powiewne bawełniane koszule, wygodne swetry, zamotane z fantazją wielkie szale… Ani wytworna lady, ani demon seksu, zwykła kobieta, tylko trochę wyższa i
zgrabniejsza od statystycznej! Przyswojenie sobie jej stylu byłoby stosunkowo proste, a idę o zakład, że spora część czytelniczek hołduje mu w codziennej praktyce.

Ale przecież mamy przynajmniej spróbować wystylizować się na jedną z tych NIEzwykłych, a jeszcze lepiej na jedną i drugą po trochu, w zależności od sytuacji („Jeśli idziesz na rozmowę o pracę – Jackie. Jeśli jedziesz do Vegas – Marilyn. Jeśli wybierasz się na rozmowę o pracę w Vegas – przewaga Marilyn ze szczyptą Jackie”). A skoro tak, nie od rzeczy będzie zapoznać się z wypunktowanymi przez autorkę charakterystycznymi atrybutami każdej z nich: mała czarna plus wielkie okulary przeciwsłoneczne – wiadomo, Jackie; „zwykła” (jakaż ona zwykła! Pamiętacie tę słynną scenę z kratką wentylacyjną?) biała sukienka z amerykańskim dekoltem plus sandałki na wysokiej szpilce – jasne, Marilyn! To oczywiście tylko preludium, bo Keogh dokładnie zbadała temat i prócz wyliczenia ulubionych elementów stroju sporządziła sążnistą listę sklepów, w których obie panie zwykły były kupować odzież, buty i dodatki, a nawet i takich, w których mogłyby kupować dziś, gdyby ich życie przesunęło się w czasie o kilka dekad; oczywiście książkę
swoją pisała z myślą o amerykańskich czytelniczkach, ale przecież dziś, w dobie rozpowszechnienia lotów międzykontynentalnych i zakupów przez internet, również i europejskie nie powinny mieć z tym problemu – pozostaje jedynie (a może przede wszystkim…) kwestia cen.

Rzecz jasna, na stroju styl się nie kończy, toteż musimy się dowiedzieć, jak obie panie dbały o utrzymanie pożądanej sylwetki (celowo nie piszę „zgrabnej”, bo to rzecz gustu – dla jednego zgrabna jest niewiasta ważąca 52-53 kg przy 170 cm wzrostu, inny tym określeniem zaszczyci ważącą 10 kg więcej przy nieco niższym wzroście, ale mającą odpowiednie wcięcie w pasie i pełny biust), jak pielęgnowały cerę i włosy, jaki typ makijażu preferowały. To także nie wszystko – styl to również styl życia; autorka pozwala nam więc zobaczyć każdą ze swoich bohaterek w różnych sytuacjach oficjalnych i prywatnych. Jak zachowywały się w towarzystwie mężczyzn? Jak urządzały swoje mieszkania, jeśli oczywiście w danym momencie miały na to decydujący wpływ? Czy lubiły przyjmować gości – a jeżeli tak, jakie dania wjeżdżały wtedy na stół – hodować zwierzęta, uprawiać sporty? Jakie miały podejście do pracy (wbrew pozorom, bycie pierwszą damą to też praca, wcale nie łatwiejsza, niż ta, którą zajęła się Jackie po śmierci drugiego
męża)? Jakiej muzyki słuchały, jakie książki czytały (tak, obie były zapalonymi czytelniczkami! Po Jackie, pochodzącej z arystokratycznej rodziny, można się spodziewać, że od dziecka była przyzwyczajona do korzystania z imponującej domowej biblioteki, lecz także Marilyn - mimo braków w wykształceniu - miała w sobie wielki głód słowa pisanego, który zaspokajała, pochłaniając nie tylko pozycje z zakresu teorii aktorstwa i biografie aktorów, ale i literaturę psychologiczną, filozoficzną, powieść klasyczną i ówczesne bestsellery)? Prócz tych informacji Keogh w każdym rozdziale serwuje czytelniczkom garstkę typowych porad („Jeśli jeansy są na ciebie w sam raz, przewróć je na lewą stronę i pierz w zimnej wodzie”; „Nie zapomnij o dopisku ‘osobiste’ na kopercie {…}”; „Nawet jeśli jesteś wyjątkowo sexy {…}, powinnaś mieć wiedzę ogólną”), które mogą wydawać się nieco banalne, niemniej jednak całkiem dobrze komponują się z całą resztą treści.

d1y6j1o

Nie obyło się oczywiście i bez danych biograficznych, sprytnie powplatanych w tekst poszczególnych rozdziałów; sprytnie, bo czytelnik dobrze zorientowany w tych szczegółach nie wynudzi się, studiując je po raz kolejny, a ten, który do tej pory niewiele wiedział o jednej czy obu bohaterkach, nie poczuje się przytłoczony monotonną wyliczanką „co, kiedy i z kim”.

Na ile tego rodzaju książka może być użyteczna w naszych warunkach? Gdybyśmy chciały ją potraktować ze śmiertelną powagą… cóż, musimy pamiętać, że szansa przeciętnej Polki na zabłyśnięcie wśród elit władzy i/lub gwiazd ekranu jest raczej niewielka, a zbyt dosłowne wystylizowanie się na Jackie lub Marilyn nie na wiele się przyda urzędniczce, nauczycielce czy pielęgniarce. Ale po cóż mamy rozum, jeśli nie po to, by z tego, co wyczytamy, czerpać swobodne inspiracje? Może potrzeba nam tylko jednego detalu, by uatrakcyjnić swój dotychczasowy styl, może przyda nam się parę ćwiczeń gimnastycznych à la Marilyn albo podpowiedź, jak efektywnie wypocząć? A jeżeli nawet nic z tych rzeczy – po prostu poznamy lepiej dwie niebanalne kobiety, które w jakiś sposób pozostawiły po sobie trwały ślad w naszej świadomości.

Dodatkowym atutem jest dopracowana szata edytorska; solidna oprawa, porządny papier, skromna, a jednocześnie przykuwająca wzrok grafika okładkowa, sympatyczne rysuneczki przywodzące na myśl ilustracje w czasopismach z lat 60, przyjazny dla oka układ treści. Jedyny kolor, który pojawia się obok bieli i czerni, to róż w kilku odcieniach – od nasyconego malinowego (grzbiet okładki, tytuł, elementy ilustracji i nagłówki podrozdziałów) do jasnego, rozbielonego (tło wyróżnionych akapitów) – który wbrew typowym skojarzeniom wcale nie sprawia wrażenia tandetnej dekoracji, w jakiś przedziwny sposób dodając tekstowi lekkości. Naprawdę przyjemnie trzymać w ręce taką książkę i zastanawiać się, jak to się dzieje, że jej cena nie jest wyższa niż wielu innych pozycji tej samej objętości, wydanych na marnym papierze i w byle jak sklejonej miękkiej oprawie! Wydawca dołożył do interesu? A może odwrotnie, może po prostu nie miał zamiaru wmawiać czytelnikowi, że za te pieniądze nie da się wyprodukować niczego porządnego? Brawo!

d1y6j1o
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1y6j1o