W zasadzie ta książka miała być takim świątecznym zapychaczem czasu na zasadzie: „Z braku laku dobry kit”. Uznałam, że będzie lepszą alternatywą dla wyświetlanych co roku tych samych filmów, choć zdawałam sobie sprawę, że może być łudząco podobna nie tylko do pozycji, które do tej pory wyszły spod pióra autorki, ale też do innych wytworów „literatury kobiecej” niekoniecznie najwyższych lotów. Mimo wszystko postanowiłam zaryzykować i zostałam mile zaskoczona. Wszelkie podobieństwo fabuły do wcześniej wspomnianych wzorców literackich niewątpliwie jest – bohaterka to oczywiście borykająca się z nadwagą kobieta po trzydziestce, właśnie rozpaczająca po rozpadzie związku (z winy niewiernego faceta, oczywiście). Owa bohaterka, wykonująca zawód tłumaczki, nosząca imię Linda, ma oczywiście nadopiekuńczą matkę i przyjaciela geja, a także skłonności do wpadania w rozmaite, przeważnie uczuciowe tarapaty. A te zaczynają się wtedy, gdy zamienia się z poznanym w internecie chłopakiem na mieszkania, wyjeżdża do Berlina i …
wpada z deszczu pod rynnę zakochując się w żonatym mężczyźnie, w dodatku starszym od niej o ładnych kilkanaście lat. W zasadzie tutaj podobieństwo do kobiet w typie osławionej Bridget się kończy, ponieważ całkiem niespodziewanie, wynurzenia Lindy okazują się po prostu... życiowo mądre i warte kilku chwil zastanowienia. No, może do traktatu filozoficznego czy psychologicznej precyzji i trafności im daleko, ale nie sposób nie zauważyć, że pod płaszczykiem niepozornej i nieco już oklepanej historii autorka próbuje pokazać coś więcej – prawdę na temat złamanego serca (mimo, iż mogłoby to banalnie zabrzmieć, wcale tak nie jest), skomplikowanych międzyludzkich, a zwłaszcza damsko-męskich relacji, wskazuje na odwieczną potrzebę dzielenia swojego losu z drugim człowiekiem i tęsknotę za bliskością. Ale że, jak już wspomniałam, wszystko dzieje się pomiędzy nietuzinkowymi wybrykami bohaterki, jest też z czego się pośmiać. To ciekawa, mimo iż lekka lektura – i mądra, i zabawna.