Losów Louisa Zamperiniego nie da się opowiedzieć. Bez wahania można stwierdzić, że takiego czegoś nie da się również przeżyć. A jednak mężczyzna dokonał tego, co nie mieści się w ludzkim pojęciu, a co można zawrzeć właśnie w tym jednym słowie, które ten całkowicie przewartościował. Wbrew sobie, wbrew wszystkiemu, wbrew zdrowemu rozsądkowi, który podpowiada, że nikt nie byłby w stanie wyjść cało z tego, co go spotkało - przeżył.
Niezłomnego można komentować tak, jak wiele innych książek opartych na „przykrych” doświadczeniach: wstrząsająca, okrutna, zaskakująca… I wydaje się, że słowa te nie mają żadnego sensu, nie mają mocy, która oddawałaby istotę tego, co naprawdę wyraża. Ta niezwykła – choć i to słowo trzeba nieco nadbudować – opowieść zmienia światopogląd, silnie nadszarpuje poczucie wartości czytelnika, stawia pod znakiem zapytania wszystkie techniki survivalowe. I zawstydza, bo z miejsca przestaje się narzekać na śnieg, deszcz, pracę po godzinach i brak czasu na posiłek. Mimo wszystko jednak brakuje odwagi, by podjąć o niej dyskusję. Nie można jej postrzegać jedynie jako dzieła literackiego, co więcej – w zasadzie to, jaką techniką, językiem, stylem została napisana, nie ma znaczenia. Nie jest też tak, że coś pozostaje niejasne. Kariera olimpijska przerwana wojną, walki na froncie, wypadek, dryfowanie po oceanie wśród rekinów, ratunek, niewola… Nie, to nie jest odpowiednia droga, bo znacznie spłyciłaby sens tego, co
wyraża książka. To trzeba przeczytać, nie od tak, jak historię z wojną w tle.* Niezłomny* jest jak mit o człowieku, który codziennie podejmował heroiczną walkę z tymi, którym wydawało się, że mają władzę nad ludzkim życiem. Niezłomny jest jak podręcznik do nauki o istocie bycia człowiekiem, o sile charakteru, o szczerej nienawiści i bezsensie wojny. Przede wszystkim jednak opowieść ukazuje potężną, wręcz niezwykłą wolę przetrwania, gotowość do walki o własne „ja”, o wolność i o życie, o to, jak nie dać się, wbrew wszystkiemu, zdehumanizować. Louis Zamperini był niezłomny, był bohaterem nie tylko swoich czasów. Pozostaje nadal i staje się nim dla każdego, kto sięgnie po historię jego życia.
Podyskutować można o dwóch kwestiach: o tym, czy Niezłomny to faktycznie historia życia Zamperiniego czy opowieść o [drodze do] śmierci? Miłosz Biedrzycki twierdził, że życie to „epopeja rozkładu ciała” i w losach olimpijczyka istotnie mieszają się dwa sprzeczne zjawiska estetyczne: epopeja jako epicka opowieść o losach bohatera oraz brutalna, pozbawiona kolorytu dzieła literackiego historia o człowieku, który w teatrze działań wojennych odgrywał rolę „mięsa armatniego” – niewolnika, jeńca, pasożyta - a jego ciało stawało się jedynie powłoką powoli psującego się, stale wyniszczanego organizmu. Ku czemu bardziej się skłonić…? Związek z teorią Biedrzyckiego jest wielce luźny, ba, to silna nadinterpretacja, bo przecież nie o „wiek dojrzały”, jak u poety, rozchodzi się w historii Zamperiniego. Niestety. Niemniej jednak nic tak dobrze nie oddaje istoty losów mężczyzny, jak „epopeja” i „rozkład”.
To zabrzmi banalnie, ale na pewno Louis Zamperini jest postacią niezwykłą, a jego historia wręcz niewyobrażalna. Czyta się z zapartym tchem, strona po stronie pokornieje i nabiera dystansu do stwierdzenia „sporo w życiu przeszedłem”. Oczywiście, zbytnia generalizacja nie jest dobra – każdy, kto przeżył wojnę, jest bohaterem, a więc olimpijczyk jest kolejnym cudownie ocalałym, któremu udało się pozostać człowiekiem. Może sam fakt, że losy Zamperiniego zostały spisane, czynią z niego kogoś więcej niż weterana wojennego, bo dodatkowo uzyskał status bohatera literackiego? A może po prostu to wcale nie jest historia Niezłomnego, a wielka pochwała życia, a Zamperini jest swego rodzaju everymenem, głosem setek tysięcy maltretowanych jeńców wojennych? Choć ściśle dookreślony, z pewnością mógłby być powidokiem niejednego, który w tych trudnych czasach pozostał niezłomny…
Interpretacja pozostaje jednak jałowa, ciągle balansuje między „żyć” a „próbować nie umrzeć”, bo okres, w jakim jeńcy przebywali w japońskiej niewoli, trudno nazwać życiem. Na pewno była nadludzko silna wola, na pewno heroiczna walka i niezłomność – bo to słowo nabrało dzięki Zamperiniemu nowego, większego sensu – charakteru i ducha. Warto dodać, że książka Laury Hillenbrand nie jest dla wrażliwców. Nie jest też wyłącznie dla miłośników literatury wojennej. Jest dla każdego, kto choć raz zwątpił w swoją siłę i dla tych, którzy nigdy się nie poddali. Są łzy, smród, brud, radość i miłość. Jest życie i jego niezłomność. Jest wrażenie tak wielkie, jakie tylko może wywołać historia jednego człowieka.
To trzeba przeczytać. Po prostu.