Współczesna proza francuska nie bije rekordów czytelnictwa z bardzo prostej przyczyny - eksperymenty z treścią, formą, językiem, a przede wszystkim z odbiorcą spowodowały pewien kryzys zaufania do twórców znad Sekwany. Raymond Queneau nie jest tu bez winy - brał czynny udział w walce z literacką tradycją Balzaca i Hugo . Nieco później zrewidował ten pogląd, uznając, iż nie sposób uciec od jakichkolwiek zasad przy tworzeniu powieści, a autozapis, wprost wywiedziony z psychoanalizy, zastąpił charakterystycznym dla francuskiej myśli filozoficznym matematyczno-racjonalnym układem formy i treści.
*Właśnie *Pierrot mon ami jest jedną z prób zamknięcia w tak skonstruowanym szkielecie prostej, wręcz banalnej historyjki. To proza, której głównym zadaniem nie jest opowiedzenie czegoś, a raczej zaproszenie do zabawy dla czytelnika, który wyzwanie chce podjąć, który cieszy się na odgadywanie struktury, nawiązań literackich i kulturowych. Czytając tę powieść cały czas ma się wrażenie pewnego zakładu, jaki robi autor z czytelnikiem - czy uda się tę ludyczną opowiastkę zacisnąć w gorsecie założonych ograniczeń? Jak daleko spróbuje się posunąć w eksperymentowaniu z narracją historyjki, której źródła szukać należy w komedii dell'arte?
Głównym nawiązaniem do gatunku jest, oczywiście, postać głównego bohatera, Pierrota, archetypicznej figury teatralnej, odpowiednika włoskiego Pedrolino. Można go opisać jako nieszczęśliwie zakochanego, niepocieszonego permanentnego kozła ofiarnego, słowem ciamajdy i ofiary, którego wiotkość i wrażliwość nieprzystające do twardej rzeczywistości budziły gromki śmiech wśród widzów jarmarcznych przedstawień, u Queneau nabiera nieco innych cech. Owszem, autor zostawia mu niespełnioną miłość i odrobinę niezgólstwa, ale Pierrot to przede wszystkim podmiejski obwieś, którego wyrzuca się z pracy za burdy i nieprzystosowanie, który ciągle szuka zajęć, wreszcie, który jest zabawką w rękach otaczających go ludzi, z pozoru przyjaznych i dobrodusznych, a jednak przede wszystkim starających się go wykorzystać w swoich podstępnych intrygach. Nic dziwnego, wszak dell'arte narodziła się w średniowiecznych Włoszech.
Właśnie sposób prowadzenia w powieści intrygi bardzo przypomina ludyczne widowiska i tandetną powieść kryminalną z nieoczekiwanymi, żeby nie powiedzieć nieprawdopodobnymi zwrotami akcji.Bohaterowie wpadają na siebie w nieprawdopodobnych okolicznościach, niemal jak w kukiełkowym teatrzyku, nie poznają się, przebierają się, udają kogoś innego. Co więcej, Queneau nie sili się, aby owe archetypiczne postaci ożywić poprzez wgłębienie się w ich psychikę, wprost przeciwnie, z wielkim pietyzmem przedstawia ich gruby kontur bez wnętrza. A jeśli już zdarzy mu się zajrzeć do środka, niewiele tam znajduje, głównie myśli o spaniu, jedzeniu i kopulacji.
Krótko mówiąc - postaci powieści są nieskomplikowanymi prostaczkami, co zresztą podkreślone jest przez język ulicy, jakim się posługują.Wyjątkiem jest tu może pan Mounnezergues, obrońca kapliczki ze zwłokami rzekomego księcia połdawskiego, pozującego na obrońcę tradycji i stałości przeciwko nuworyszowskiemu atakowi żywiołu życia w osobie Pradoneta, właściciela Uniparku, pragnącego wykupu terenu strzeżonego przez Mounnezerguesa. Narracja również nawiązuje do teatru jarmarcznego. Sceny, których nie można przedstawić, jak na przykład pożar parku rozrywki, są przedstawione w dialogach. Podróż Pierrota ciężarówką również nakreślona jest umownie, tak, aby nie zmieniać dekoracji. W języku dominuje burleskowe mieszanie uwznioślonego, napuszonego i intelektualnego stylu z kloacznymi zdaniami. Co ciekawe, świetnie się to sprawdza, gdy mówią tacy właśnie bohaterowie.
Proza Queneau jest niezwykle wyrafinowana i z pewnością trudna do interpretacji. Zresztą wydaje mi się, że takie było założenie autora - tworzenie powieści łatwych i przyjemnych w czytaniu, ale jednocześnie takich, aby dać dużo pracy krytykom literackim. Spojrzenie na Pierrota mon ami jedynie przez pryzmat sztuki ludycznej to tylko jeden ze sposób jej zrozumienia. I to wcale nie najlepszy.