"Blackwood" – recenzja komiksu wydawnictwa Scream Comics
Scream Comics sięgnęło po kolejną licencję ze stajni Dark Horse. Po "Przygodach Superhero Girl" tym razem padło na "Blackwood" zdobywcy nagrody Eisnera, Evana Dorkina.
Czym jest tytułowe Blackwood? To podupadający, prowincjonalny uniwerek, będący ostatnią deską ratunku dla przeciętniaków z kiepskim świadectwem. Ale to tylko połowa prawdy, bowiem leciwe mury placówki skrywają pewien niesamowity sekret. To skrzyżowanie Hogwartu i szkoły z netfliksowej "Sabriny", gdzie wiekowy rektor i grupa wykładowców zgłębiają tajniki okultyzmu, czarnej magii i śmiertelnie niebezpiecznych starożytnych okropieństw.
ZOBACZ TEŻ: Komiks - renesans gatunku
O tym, że to igranie z ogniem, przekonuje się już pierwszego dnia czwórka bohaterów, która mimowolnie zostaje wplątana w sprawę zagadkowego morderstwa. A sytuacja z godziny na godzinę robi się coraz bardziej upiorna i dziwaczna.
Brzmi znajomo? Nic dziwnego, bo Dorkin nie wspina się na szczyty nie wiadomo jakiej oryginalności. "Blackwood" to historia skrojona przede wszystkim pod nastolatków, w której spotykają się humor, dorastanie, wątek kryminalny i popkulturowa pulpa. Miła i szybka w konsumpcji, acz mało zaskakująca, a co gorsze, zamykająca się w zaledwie 4 zeszytach. Przez co nie mamy szans ani na bliższe poznanie, ani na zżycie się z bohaterami. Choć zobaczymy, co przyniesie przyszłość, bo seria jest wciąż kontynuowana.
Za to niewątpliwym plusem komiksu są przepiękne rysunki Veroniki i Andy'ego Fishów, którzy czują temat, jak mało kto. Cartoonowa, realistyczna kreska, żywe kolory (róże i żółcienie!) i przepięknie odmalowane paskudztwa z najgorszych koszmarów - fani horrorów z lat 80., wielkich owadów i żywych trupów na pewno to docenią.
"Blackwood" w odróżnieniu od większości wydań Scream Comics ukazało się w tradycyjnym formacie (170x260). W dodatkach znajdziecie komplet okładek i plansz rysowanych m.in. przez Tylera Crooka.