Kolejne "miłosne" przygody
"Dla ścisłości zaznaczę, że pomimo że elektryczność zgasła o północy nikt nic nie skorzystał, bowiem cnota stanęła na przeszkodzie. Dziwna jakaś logika tych kobietek: przychodzą do kawalerskiego mieszkania na całą noc, bawią się i piją lepiej niż kokoty i w rezultacie prawią o swej "niewinności". Skorzystałem tyle, że jedna podrapała mi całą twarz, a druga zemdlała podczas przypuszczanego przeze mnie ataku, tak że musieliśmy ją nieść. Tak więc, spaliwszy się na panewce, o trzeciej zły poszedłem spać" - relacjonuje Broniewski.
Z ulgą przyjmuje przeniesienie w 1919 roku do Wilna, gdzie jako podporucznik szkolił rekrutów i wdawał się w kolejne romanse. W Warszawie uwiódł pewną młodą urzędniczkę Wandę, ale w Wilnie pierwszy raz trafił na dziewczynę, która nie dała się zdobyć.
"Pierwszy raz czuję, że nie mam przewagi nad kobietą" - pisał sfrustrowany Broniewski, szybko jednak znajdując pocieszenie w ramionach starszej wdowy, którą nazywa Zochą. Już wtedy, jako 20-latek niepokoił się, że za dużo pije.