Ten, który naprawdę lubił zabijać: Luciano Leggio
W latach 80. XX wieku skruszony gangster Antonino Calderone opowiadał o Leggiu, iż jego gniewny wzrok przerażał nie tylko przeciwników, ale także znajomych gangsterów. Bo Leggio naprawdę lubił zabijać i nigdy nie wiadomo było, czy akurat w danym momencie nie zechce pokazać swojej siły.
Od złodzieja bydła do "Profesora"
Jak wspomina Tomasz Bielecki, Leggio wkroczył na ścieżkę przestępstwa jako "niepiśmienny złodziej bydła", jednakże pod koniec życia nazywano go "Profesorem", a to z racji tego, że za kratami czytał sporo klasyki literatury i filozofii i zaczął nawet malować. Podobno całkiem nieźle mu to wychodziło.
Sycylijkczyk swoje pierwsze morderstwo popełnił mając 19 lat – zabił strażnika rolnego, który doniósł na niego policji, wskutek czego chłopak znalazł się na kilka miesięcy w więzieniu. "To ja i Leggio zasadziliśmy się na strażnika. To my strzelaliśmy, bo Luciano wciąż rozprawiał, że musi się na nim zemścić za więzienie” — zdradził detektywom jego kompan, ale bardzo szybko wycofał się ze swoich zeznań. Podobnie zresztą jak pozostali świadkowie. Przyszły boss mafii został więc uniewinniony.
Prywatny cmentarz dla ofiar
Niedługo potem został płatnym mordercą i nie miał skrupułów, by posyłać na tamten świat zarówno wrogów, jak i przypadkowe ofiary. Miał nawet prywatny cmentarz niedaleko swojej rezydencji, który policja odkryła dopiero w 1948 roku!
Leggio budził powszechny strach i lęk wśród mieszkańców miasteczka Corleone, gdzie rezydował. Odpowiadał za liczne zabójstwa (m.in. innego mafijnego bossa, doktora Michele'a Navarry, z którym wcześniej współpracował. I chociaż pozostali mafiosi nie zezwolili na wyeliminowanie Navarry, Leggio zupełnie się tym nie przejął i zlecił "mokrą robotę" swoim ludziom, m.in. Salvatorowi Riinie i Bernardo Provenzano), kradzieże, gwałty i zastraszenia.