Bestia z polskim rodowodem. Robił potworne rzeczy ze zwłokami
John Wayne Gacy był wnukiem polskich imigrantów, który w dorosłym życiu bardzo zaangażował się w działania Polonii w Nowym Jorku. Jako organizator defilady poznał nawet żonę prezydenta USA. A kilka miesięcy później okazał się być jednym z najbrutalniejszych seryjnych morderców w dziejach.
Dzięki uprzejmości wyd. Replika publikujemy fragment książki Jarosława Molendy "Bestie z polskim rodowodem. Mordercy, gwałciciele, terroryści".
John Wayne Gacy (1942–1994) seryjny morderca w stroju klauna
John Wayne Gacy urodził się w dniu Świętego Patryka, czyli 17 marca 1942 r. w chicagowskim szpitalu Edgewater jako drugie z trójki dzieci mechanika samochodowego Johna Stanleya Gacy’ego i gospodyni domowej Marion Elaine Robinson – z pochodzenia Dunki. Dziadkowie Gacy’ego ze strony ojca byli emigrantami z Polski pod zaborami i ich oryginalne nazwisko brzmiało Gaca lub Gatza.
Jednego z najokrutniejszych seryjnych morderców sporo łączyło z Polonią. W 1975 r. zorganizował w Chicago polonijną paradę z okazji rocznicy uchwalenia Konstytucji 3 Maja i wszystko poszło jak w zegarku. Trzy lata później też kierował defiladą członków Polonii amerykańskiej. W uroczystości uczestniczyła Rosalynn Carter, żona ówczesnego prezydenta USA. Sfotografowano go w czasie bankietu, gdy ściskał dłoń Pierwszej Damy.
Gacy nie miał łatwego dzieciństwa. W domu panowała ogromna dyscyplina, a ojciec popadał w skrajne nastroje i często zaglądał do butelki. Bił wówczas dzieci i żonę. Rodzeństwo, czyli John i jego dwie siostry – starsza Joanne i młodsza Karen nauczyło się nie płakać i nie krzyczeć w czasie lania, bo to tylko potęgowało wściekłość pijanego rodzica. (…)
Jak pisze Christopher Berry-Dee w jednej z książek ze swego cyklu "Rozmowy z seryjnymi mordercami", Gacy w wieku około pięciu lat zaczął mieć napady drgawek i bez widocznej przyczyny tracił przytomność. Lekarze, którzy go badali, nie postawili konkretnej diagnozy, ale z ostrożności zapisali duże dawki silnych barbituranów i środków przeciwdrgawkowych, fenytoiny (dilantinu) i fenobarbitalu (luminalu), używanych w leczeniu padaczki. Specyfiki te, stosowane z umiarem, nie są zbyt szkodliwe, jednak John junior połykał całe garście leków i pod ich wpływem jego stan znacznie się pogorszył, ponieważ dilantin w nadmiarze wywołuje mnóstwo działań ubocznych. (…)
Po kolejnej kłótni z ojcem zrezygnował z nauki w szkole średniej, nie uzyskawszy dyplomu – była to już czwarta szkoła, którą rzucił. Pojechał do Las Vegas, gdzie znalazł pracę jako kierowca ambulansu w zakładzie pogrzebowym Palm Mortuary and Memorial Park. Szybko przestał pracować jako szofer, ponieważ odkryto, że jest za młody – miał dwadzieścia lat, a wymagano ukończenia dwudziestu jeden. Jednak szef nie chciał tracić dobrego pracownika i skierował go do kostnicy, co pociągało za sobą kontakt ze zwłokami.
W dzień pomagał w balsamowaniu ciał, w nocy spał na polówce w bocznym pokoju i rozmyślał o przygotowywanych do pochówku ciałach. Którejś nocy wszedł do kostnicy i zaczął obmacywać zwłoki młodego mężczyzny. Przestraszył się samego siebie. Postanowił wracać do domu. Ale to był dopiero początek dewiacyjnych zachowań. Policja z Des Plaines ustaliła później, że John Gacy był nekrofilem. Odbywał stosunki seksualne z ofiarami przed ich śmiercią i później. Ba, czasami kilka dni sypiał ze zwłokami.
W każdym razie za oszczędności kupił bilet powrotny do Chicago, gdzie po nieudanym starcie zawodowym odkrył w sobie prawdziwy talent do sprzedaży i rozpoczął pracę w firmie obuwniczej Nunn-Bush. Wyróżniał się jako praktykant, a wkrótce został przeniesiony do salonu odzieżowego dla mężczyzn w Springfield w stanie Illinois. Zaczął również intensywnie działać społecznie, w czym nie przeszkadzały mu kłopoty zdrowotne (z powodu choroby serca trafił nawet do szpitala).
Wkrótce stał się w mieście postacią znaną i poważaną: przewodniczył Chi Rho Club, wszedł do zarządu Katolickiej Rady Inter-Club, był kapitanem dowodzącym w Obronie Cywilnej, oficerem w Towarzystwie Świętego Imienia itd. Jego sława rosła, otrzymał nawet tytuł Człowieka Roku organizacji Jaycees – będącej kuźnią młodych kadr biznesu. Intensywną działalność przypłacił jednak rozstrojem nerwowym i znów trafił do szpitala. We wrześniu 1964 r. Gacy ożenił się z koleżanką z pracy, Marlynn Myers, której rodzice posiadali liczne restauracje Kentucky Fried Chicken.
Teść – chociaż niezbyt zachwycony wyborem córki – zaproponował mu prestiżową pozycję w firmie i wkrótce nowożeńcy przeprowadzili się do Waterloo w stanie Iowa. Młody żonkoś podchodził bardzo poważnie do pracy, spędzał w niej często po dwanaście godzin dziennie. Dodatkowo aktywnie udzielał się w klubie Jaycees. Należał także do Merchant’s Patrol, organizacji zajmującej się ochroną miejsc pracy biznesmenów. Dzięki temu mógł nosić broń, a swój samochód upodobnił do wozu policyjnego.
Wspólne życie małżonków zapowiadało się bajkowo – mieli pieniądze (Gacy zarabiał 15 tys. dol. rocznie i miał 20 proc. zysków z przychodów), spokój, obydwoje darzyli się uczuciem i sympatią. Marlynn urodziła syna i córkę. Szczęście zniszczyła mroczna strona Gacy’ego. Zaczęły krążyć plotki, że z jakiegoś powodu zawsze otacza się młodymi chłopcami, ale najbliżsi nie dawali im wiary, dopóki nie zostały potwierdzone.
Oficjalny raport prokuratora stanowego w tej sprawie stwierdza, co następuje: "Młodzi mężczyźni byli łudzeni obietnicą stosunku seksualnego z pierwszą żoną Gacy’ego w zamian za poprzedzające nagrodę odbycie stosunku oralnego z samym Gacym". (…)
Kiedy ofiara sodomii zgłaszała przestępstwo władzom, Gacy wynajmował kolejnego młodego mężczyznę, który bił powoda zmuszając go do wycofania oskarżenia"
Niestety któregoś wieczoru pod nieobecność rodziny noga mu się powinęła. Zwabił do swojego domu młodego pracownika swojej firmy Marka Millera – związał go i brutalnie zgwałcił. Miller zgłosił ten fakt na policji. W maju 1968 r. przed sądem hrabstwa Black Hawk ruszył proces, w którym Gacy był oskarżony o seks z nastolatkiem. Oczywiście wszystkiemu zaprzeczył. Powiedział natomiast, że Mark dobrowolnie zgodził się na uprawianie seksu w zamian za pieniądze.
Może udałoby mu się kolejny raz wywinąć sprawiedliwości, ale niepotrzebnie ponownie wynajął opryszka, Dwighta Anderssona, który zwabił Millera do samochodu, prysnął mu w oczy sprejem i zaczął go bić. Nie docenił jednak przeciwnika – Mark bronił się tak skutecznie, że złamał napastnikowi nos i uciekł z samochodu. Całą historię opowiedział policji. Gdy przesłuchano Anderssona, ten przyznał się, że pobicie zlecił mu Gacy.
Sędzia nakazał poddanie Johna Gacy’ego ocenie psychiatrycznej. Został uznany za poczytalnego w momencie popełnienia przestępstwa, ale psychiatrzy stwierdzili, że jest osobą aspołeczną, która prawdopodobnie nie skorzystałaby z leczenia. W rezultacie biznesmen został osądzony i skazany na 10 lat pobytu w więzieniu stanowym. Dla Marlynn był to wstrząs. Była jedną z ostatnich osób w mieście, która nie słyszała o homoseksualnych skłonnościach Johna. Jak podaje Anna Poppek, żona wystąpiła o rozwód i otrzymała go. Zastrzegła również, że nie chce, aby były mąż kiedykolwiek spotkał się z nią lub z dziećmi.
Tymczasem jej eksmąż spędził w więzieniu, o dziwo, zaledwie półtora roku.
Opisywany był jako modelowy więzień, dostosował się do wszystkich reguł, dlatego po półtora roku przychylono się do prośby o przedterminowe zwolnienie z odbycia kary. W 1970 r. Gacy wrócił do Chicago jako wolny człowiek. Był to wielki błąd amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości – kosztował bowiem życie wielu ludzi.
(...)
Powyższy fragment pochodzi z książki Jarosława Molendy "Bestie z polskim rodowodem. Mordercy, gwałciciele, terroryści", która ukazała się nakładem wyd. Replika.