Trwa ładowanie...
recenzja
03-12-2010 16:02

Bajki w głowie lekkoatlety

Bajki w głowie lekkoatletyŹródło: Inne
d34l7ct
d34l7ct

Stanisław Dygat napisał Disneyland w 1965 roku, a dwa lata później Janusz Morgenstern przeniósł powieść na ekrany. „Jowita” według scenariusza Taduesza Konwickiego z udziałem takich aktorskich sław, jak Daniel Olbrychski, Barbara Kwiatkowska czy Zbigniew Cybulski. Film okazał się również sukcesem, i ponoć dobrze oddaje ducha czasów, których jako młody człowiek nie mam prawa pamiętać. Dlatego amerykańsko brzmiący tytuł, realia znane z czarno białych kronik filmowych sprawiły, że do lektury podszedłem z pewną dozą nieufności. Czego bowiem można się spodziewać po historii miłosnej, których czasem i miejscem jest Kraków Polskiej Republiki Ludowej z okresu tak zwanej małej stabilizacji? Na szczęście Dygat stroni od dylematów politycznych, ani nie wraca często do czasów Generalnej Guberni, biorąc prędzej pod lupę tak zwany konflikt pokoleń; koncentrując się w swojej narracji na rozterkach swojego głównego bohatera, którym jest odnoszący sukcesy na nie tylko na krajowych stadionach, lecz również na
międzynarodowych arenach lekkoatleta i architekt w jednej osobie Marek Arens.

Przeczytanie kilku pierwszych stron powieści rozproszyło moje wątpliwości. Napisana potoczyście powieść sprawia wrażenie doskonałego czytadła przyprawionego wartkimi dialogami, której kanwę stanowią przemyśleniami głównego bohatera. Marek Arens pomimo pozy typowego macho; sprawny fizycznie, uparty w dążeniu do obranych celów, wydaje się osobowością na wskroś drażliwą, wręcz mimozowatą, który prawie każdemu rozmówcy powtarza, iż się na niego „nie obraża”, a innych mężczyzn przeważnie uważa za „łazęgi”. Skomplikowany charakter sportowca, który pomimo odnoszonych sukcesów wydaje się być osobą znużoną dotychczasowym sposobem życia, wręcz zblazowaną w swojej postawie względem rzeczywistości, nie wróży harmonijnych relacji z płcią przeciwną, która, jak łatwo się domyślić, nie kryje zainteresowania wobec jego skromnej osoby. Uprawiająca skoki w dal - Dorota, piękna żona trenera – Helena, nieco apodyktyczna i pretensjonalna studentka Akademii Sztuk Pięknych - Agnieszka, czy wreszcie tajemnicza Jowita, to
kobiety, które dosłownie mieszają mu w głowie. Zwłaszcza przypadkowo poznana na balu przebierańców Jowita, którą Arens usiłuje ponownie spotkać, staje się niezwykle efemerycznym ucieleśnieniem romantycznych tęsknot, które w tej powieści, najmocniej dają się we znaki stuprocentowemu mężczyźnie. Nie wiem, na ile krakowski lekkoatleta przypomina marionetkowego Wokulskiego, czy też niepoprawnie uczciwego biegacza z „Samotności długodystansowca”, lecz jedno nie ulega wątpliwości. Bohaterowie powieści Dygata zachowują się podobnie do bohaterów wyświetlanych w kinie filmów, a z dużego ekranu już niedaleko do świata bajek, tylko pozornie przeznaczonych dla widzów niedorosłych. Trudno bowiem się nie zgodzić, że niestrudzenie poszukujący swojej księżniczki „kameleon bieżni” niezgrabnie nawiązuje do zachowania księcia znanego z bajki o Kopciuszku, a przedstawione w powieści, wchodzące w dorosłość krakowskie towarzystwo zdaje się cierpieć z powodu niezwykle rozwiniętego kompleksu Piotrusia Pana.

Czy zatem powieść Dygata może podobać się po czterdziestu pięciu latach? Sądzę, że tak. W zasadzie mamy tu do czynienia ze sprawnie napisaną, trzymająca w napięciu od pierwszej do ostatniej strony prozą, umieszczoną w malowniczej scenerii Krakowa, doskonale nadającej się do ukazywania damsko-męskich perypetii i egzystencjalnych rozterek głównego bohatera. Przyznam, że nie zawsze miałem siłę, aby traktować dylematy Marka Arensa poważnie, co nie zmienia faktu, że autor skupiając się na wręcz archetypowych sytuacjach, opowiedział historię, która jak najbardziej mogłaby się przydarzyć współcześnie.

d34l7ct
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d34l7ct