Rządowy raj
Kiedy okazało się, że Richland nie zniknie z mapy po zakończeniu drugiej wojny światowej, zewnętrzni obserwatorzy zaczęli się bliżej przyglądać wzorcowemu miastu i dostrzegać jego liczne wady. "Chicago Tribune" opublikowało w 1949 roku miażdżący artykuł, nazywając Richland "państwem policyjnym". Dziennikarz "relacjonował, że zastraszeni mieszkańcy rozmawiali z nim szeptem w jego pokoju hotelowym, żeby ktoś ich nie podsłuchał". Socjologowie badający społeczność Richland użyli określenia "zmutowana miejscowość". Kolejne relacje potwierdzały tezę, że atomowe miasto jest pod stałym nadzorem Wielkiego Brata, reprezentowanego przez rząd amerykański i konglomerat General Electric. Właścicielem wszystkich gruntów Richland (poza cmentarzem) było państwo. "Prawnicy GE zarządzali miastem w gruncie rzeczy bez żadnej kontroli. Na przykład dział socjalny GE uznaniowo przydzielał i odbierał ludziom domy. Znajomości w dziale kadrowym pomagały w znalezieniu pracy, a znajomości w dziale kwaterunkowym ułatwiały wynajęcie
domu."
W Richland nie było wolnej przedsiębiorczości i wolnej prasy. "Każdy mieszkaniec Richland dostawał darmową gazetę, nawet jeżeli jej nie zaabonował. Szefostwo projektu naciskało na komercyjnych kontrahentów uzależnionych od GE, żeby wykupywali przestrzeń reklamową." Dzięki temu dochody z reklam były wkrótce tak wysokie, że wydawca zaczął finansować "wydarzenia sportowe, rekreację i programy rozrywkowe przeznaczone wyłącznie dla mieszkańców Richland." Wszystko po to, aby atomowe miasto było przez wszystkich kojarzone z rajem na ziemi.
Jakub Zagalski/ksiazki.wp.pl
W tekście wykorzystano fragmenty książki "Plutopia" Kate Brown (wyd. Czarne).