Nie jestem uczonym. Jednak to, co wiem na temat współczesnej nauki budzi moje zastanowienie. Podobno każdego roku ludzkość podwaja stan swojej wiedzy. Mass media informują o kolejnych odkryciach i nowych wynalazkach. Mimo to raz po raz słyszę, że nauka znalazła się w kryzysie, że utknęła w martwym punkcie. Niektórzy nawet twierdzą, że doszliśmy do granic ludzkiego poznania, że teraz już wystarczy gubić się w domysłach i coraz bardziej spektakularnych hipotezach. Jednak nie tylko przyszłość nauki jest kwestionowana, lecz także jej przeszłość, czyli z mozołem wypracowane fundamenty w postaci opracowanych przez pokolenia badaczy praw przyrody. Nie wszystkie bowiem zauważalne zjawiska da się wytłumaczyć w ramach obowiązujących naukowych paradygmatów. Owe zjawiska noszą miano anomalii, które początkowo ignorowane, z czasem zaczynają zaprzątać uwagę badaczy na tyle mocno, że z czasem doprowadzają one do zmiany paradygmatu. Tak przynajmniej twierdził Thomas Kuhn , autor słynnej rozprawy * Struktura rewolucji naukowych*.
Pomimo tego, że nie jestem uczonym, to przyzwyczaiłem się w swoim życiu do stosowania prawa niesprzeczności. Dlatego mimo wszystko pytałem: „Jak to w końcu z tą nauką jest? Dobrze czy źle?”. Zwykle w ramach odpowiedzi słyszy się zakrawające o drwinę pytanie: „Skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle?”. Natomiast czytając książkę Micheala Brooksa, nader chętnie powołującego się w swoich rozważaniach na Kuhna dochodzę do wniosku, że mamy tu do czynienia z odwróconą retoryką: „Skoro jest tak źle, to dlaczego jest tak dobrze?”. Nie wiesz, co powiedzieć? Jesteś zdumiony? Myślisz, że to nie ma sensu? Bardzo dobrze. Prawdopodobnie jesteś o krok od dokonania wielkiego odkrycia. Brooks w poszczególnych rozdziałach przedstawia trzynaście (nie chcę wnikać, dlaczego akurat tyle) anomalii, które uprzykrzają życie współczesnym tuzom nauki. Fizycy nie wiedzą, ile procent wszechświata są w stanie zbadać i mają problem z zaproponowanymi przez
niejakiego Einsteina stałymi obecnymi w trudnych do rozszyfrowania wzorach, czy też zgłaszają do poprawki zasady newtonowskiej mechaniki. Ewolucjoniści na dobrą sprawę nie wiedzą, czym się zajmują, bo nie potrafią jasno odpowiedzieć, czym jest życie, śmierć, i po co nam cały ten seks. Do tego problematycznie zdaje się przedstawiać problem wolnej woli, czy też prawdopodobieństwa istnienia życia, a także inteligencji poza naszą planetą. Jak łatwo zauważyć, ciekawych tematów nie brakuje. Jeszcze łatwiej „utknąć”, w którymś w nich na dobre, więc zamiast wnikania w pikantne szczegóły, pozwolę sobie na pewne porównanie. Jeśli czytanie książki popularnonaukowej przypomina niekiedy pływanie w kole ratunkowym po pełnym morzu, to w przypadku 13 rzeczy, które nie mając sensu, jest to pechowa, czy jak kto woli, szczęśliwa liczba oceanów. Zabawa przednia, ale jednak odrobinę przerażająca, a możliwość wyboru także może onieśmielać.
Tak też książkę amerykańskiego popularyzatora nauki odczytałem jako zdumiewający raport na temat współczesnej wiedzy. Pasjonujące zagadnienia. Zachwiane fundamenty. Działające na wyobraźnię zagadnienia sprawiają, że być może nauka przypomina rozrastającego się kolosa gotowego upaść z powodu glinianych nóg, to jedno jest pewne. Nauka nie jest nudna i chociażby dlatego warto się nią zajmować. Nie jestem co prawda przekonany, czy każde z omawianych zagadnień zasługuje na miano anomalii – wszak powszechnie wiadomo, że najprostsze, najbardziej podstawowe pytania sprawiają najwięcej kłopotu – to jednak swoje wiem, a dzięki pracy Brooksa wiem więcej i jeszcze więcej chcę wiedzieć. I oto w popularyzacji nauki przecież chodzi.