Trwa ładowanie...

Anna Dziewit-Meller: ''O tej zbrodni trzeba ludziom opowiedzieć''

O tym, dlaczego tak mało wiemy o akcji T4 – eliminowaniu „życia niewartego życia”, o szpitalu w Lublińcu, o okrucieństwach wojny oraz o tym, czego boi się człowiek, kiedy zostaje rodzicem – z Anną Dziewit-Meller, autorką „Góry Tajget” rozmawia Marta Brzezińska-Waleszczyk.

Anna Dziewit-Meller: ''O tej zbrodni trzeba ludziom opowiedzieć''Źródło:
d4gvs7d
d4gvs7d

O tym, dlaczego tak mało wiemy o akcji T4 – eliminowaniu „życia niewartego życia”, o szpitalu w Lublińcu, o okrucieństwach wojny oraz o tym, czego boi się człowiek, kiedy zostaje rodzicem – z Anną Dziewit-Meller, autorką „Góry Tajget” rozmawia Marta Brzezińska-Waleszczyk.

Marta Brzezi*ńska-Waleszczyk: W kilku wywiadach przyznaje Pani, że * „G* óra Tajget” nie powstałaby, gdyby nie urodziła Pani dzieci i nie poczuła, prócz oczywi*ście innych uczuć, strachu o nie. Czego się pani obawia?

* Anna Dziewit-Meller :* Och myślę, że to zupełnie naturalny strach rodzica, który nagle rozumie, że od momentu narodzin swego dziecka, odpowiada już nie tylko za siebie samego. Klątwa mojej własnej mamy powtarzającej mi zawsze, gdy robiłam coś głupiego: „Poczekaj, aż sama będziesz mieć dzieci”. Kompletnie nie rozumiałam o co jej chodzi. Teraz wiem.

Czy ten strach jest racjonalny? Przecie*ż wojna już była, te wszystkie okropności są za nami, rozliczone mniej lub bardziej. Wierzymy, że się nie powtórzą. To naiwna wiara?*

Ja wierzę coraz mniej. To straszne, wiem, ale od jakiegoś czasu nie mogę przestać myśleć o tym, że nie wyciągnęliśmy żadnych wniosków z tego, co było i niczego się nie nauczyliśmy. Kiedy widzę młodych ludzi, którzy tu w Polsce, tak doświadczonej przez totalitaryzmy, "hajlują", tatuują sobie swastyki, jawnie nawiązując do nazistowskiej tradycji – przecieram oczy ze zdumienia. Głupota jest niebezpieczna.

d4gvs7d

Porusza pani problem zbrodni i kary. A raczej kary, która nigdy nie przychodzi. Jedn*ą z bohaterek książki jest dr Gertruda Luben, która eksperymentowała na niepełnosprawnych dzieciach. Po wojnie wiedzie spokojne życie, jest szanowaną obywatelką. Takich osób, jak dr Luben było bardzo dużo. Jak to możliwe?*

Takich osób było bardzo wiele i nie mam tu na myśli tylko tych nazistów, którzy przed sprawiedliwością uciekli na przykład do Argentyny. Wielu ludzi nie odpowiedziało za swoje czyny z czasów II wojny. Stało się tak jednak nie tylko ze względu na klimat niechętny rozliczeniom, jaki panował w społeczeństwie niemieckim po wojnie, ale także w związku z sytuacją międzynarodową. Republika Federalna Niemiec pod wodzą Konrada Adenauera stała się ważnym sojusznikiem Zachodu w zimnowojennym konflikcie ze Związkiem Radzieckim. Zwłaszcza po wybuchu wojny w Korei. To wszystko miało swoje reperkusje, między innymi w kwestii rozliczeń byłych nazistów.

Na zdjęciu: Dokument zatwierdzający rozpoczęcie Akcji T4

(img|633359|center)

d4gvs7d

A mo*że jednak dr Luben ponosi jakąś karę, przyznaję – niewspółmierną do zbrodni, ale *jednak. Przecie*ż sama przyznaje, że od lat śpi bez snów. I że to dobrze. Może obawia się *koszmarów, tego, **że te obrazy będą wracać i ją prześladować?

Staram się w to wierzyć – że jednak ci ludzie przeszli jakiś wewnętrzny proces i nie zintegrowali ostatecznie swoich zbrodni. Chciałoby się mieć to poczucie, że skoro była zbrodnia musi być i kara. Ale może to tylko nasze myślenie życzeniowe? Mechanizmy wyparcia działają bardzo mocno. Wielu zbrodniarzy zrzucało winę na system, mówiąc „ja tylko wykonywałem rozkazy”. Doskonale pisze o tym Krzysztof Kąkolewski w „Co u pana słychać?”.

Eksperymenty, które wykonywa*ła dr Luben, to element szerszej akcji o kryptonimie T4, w ramach której likwidowano „życie niewarte życia”. Osobom chorym umysłowo, w tym bardzo wielu dzieciom, podawano m.in.* luminal. *Śmierć poniosły dziesiątki tysięcy ludzi, a jednak o tej zbrodni nie wiemy zbyt wiele. Dlaczego?*

d4gvs7d

To doskonałe pytanie, które zadają sobie chociażby tak wybitni naukowcy jak profesor Tadeusz Nasierowski, współtwórca Społecznego Komitetu Budowy Pomnika Upamiętniającego Zagładę Chorych Psychicznie, który ma stanąć w Warszawie, na miejscu dawnego szpitala im. Jana Bożego, u zbiegu ulic Bonifraterskiej i Sapieżyńskiej. To zbrodnia przemilczana, zapomniana, pewnie przede wszystkim dlatego, że tym ofiarom nikt nigdy nie dał głosu. Konieczność budowy tego pomnika wydaje mi się tym bardziej oczywista – o tej zbrodni trzeba ludziom dziś opowiedzieć.

Na zdjęciu: Dzieci ze szpitala psychiatrycznego Heilanstalt Schönbrunn, 1934 r.

(img|633364|center)

d4gvs7d

A mo*że po prostu nie lubimy wiedzieć? Może lepiej jest wymazać z pamięci takie historie, jak ta o szpitalu w Lublińcu? I nie rozgrzebywać ich na nowo, bo zabliźnionych ran lepiej nie ruszać? Dlaczego sięgnęła pani po historie związane z akcją T4 do budowania narracji w swojej książce?*

Ta zapomniana zbrodnia wstrząsnęła mną. Zupełnie przypadkowo, szukając informacji o robotnikach przymusowych w III Rzeszy, natknęłam się na wzmiankę o szpitalu psychiatrycznym w Lublińcu, gdzie podczas wojny w ramach T4 mordowano chore dzieci. Nie mogłam przestać o tym myśleć, zaczęłam szukać literatury na ten temat i tak właśnie otwarło się przede mną piekło. Nie jest łatwo dowiadywać się takich rzeczy, to boli i nie pozwala myśleć o niczym innym. Ale czuję, że taki jest nasz moralny obowiązek. Mój moralny obowiązek.

Lekcj*ą, która płynie z pani powieści – takie mam wrażenie – jest przesłanie, że TO się jednak może powtórzyć. Te wszystkie wojenne okrucieństwa mogą znów się wydarzyć. Ba, nawet już się dzieją! W ramach T4 eliminowano chorych, upośledzonych, niezdolnych do życia. A przecież dziś w wielu krajach dopuszcza się aborcję ze względu na poważne upośledzenia czy choroby płodu. Obrońcy życia nazywają to współczesną formą eugeniki. Co pani o tym sądzi?*

d4gvs7d

Odpowiem pani słowami poetki, które teraz – po pracy nad „Górą Tajget” jeszcze bardziej niż kiedykolwiek mogę zastosować do swojego życia – "tyle wiemy o sobie ile nas sprawdzono". Los, Bóg, okoliczności nie zmusiły mnie nigdy w życiu do stawania przed takim dramatycznym wyborem. Mogę się tylko modlić o to, by nigdy przed nim nie stanąć. Nie wiem jak zachowałabym się w skrajnej sytuacji i mam wrażenie, że nikt z nas nie wie.

Na zdjęciu: Philipp Bouhler, odpowiedzialny za nadzorowanie “Akcji T4”

(img|633371|center)

d4gvs7d

A jednak – pokazuje pani, na przyk*ładzie Zefki, że każde życie warte jest życia. Nawet to, które powstało w skutek brutalnego, zbiorowego gwałtu, jakiego dopuścili się czerwonoarmiści. Nastolatka odmawia wykonania aborcji, postanawia urodzić dziecko, które jednak umiera. Skąd ten heroizm bohaterki? Może, wychowana przez oziębłą matkę chciała mieć kogoś do kochania?*

Zefka, jedna z moich bohaterek, jest ofiarą zbiorowego gwałtu jakiego dokonali na niej żołnierze radzieccy, po wejściu Armii Czerwonej na Śląsk w styczniu 1945 roku. W Katowicach w związku z „problemem gwałtów”, utworzona została specjalna jednostka administracyjna zajmująca się aborcją. Nie wiem czy potrafimy sobie to dziś w ogóle wyobrazić. Ten dramat setek kobiet, które przeżyły piekło – najpierw gwałtu, potem niechcianej ciąży. Zefka jednak ostatecznie rezygnuje z aborcji, chce urodzić to dziecko. Proszę mnie nie pytać dlaczego. To są pytania na które nie znam odpowiedzi.

Na zdjęciu: Centrum eutanazji Harnheim, w którym zabito ponad 18 tysięcy chorych psychicznie

(img|633372|center)

Jednym z „bohater*ów” pani powieści jest Śląsk *– tam toczy si*ę akcja, większość postaci to, Ślązacy. Rozumiem, że dla pani, jako urodzonej w Chorzowie, to ważny wątek. Ale czy przez to nie rozmywa się przesłanie, że tak naprawdę TO, wojna i związane z nią okropności, może wydarzyć się wszędzie, niezależnie od miejsca? I zresztą działo się wszędzie *– ska**żona cierpieniami wojennymi jest prawie cała Polska. I nie tylko.

Cierpieniami wojennymi skażona jest cała Ziemia, żeby być precyzyjnym. Ja – idąc w pewnym sensie za tym co radził Miloś Forman – postanowiłam tak „opisać swoją wioskę, by każdy chciał ją zobaczyć”. Śląska scenografia jest uzasadniona tym, skąd ja pochodzę, moją traumą rodzinną, naszym przeżywaniem wojny, naszym myśleniem.

Czym jest dla pani *śląskość?*

Jest częścią mojej tożsamości. Jestem Polką i Ślązaczką jednocześnie, czuję, że to się świetnie uzupełnia i jest całkowicie komplementarne.

Na zdjęciu: Anna Dziewit-Meller

(img|633373|center)

Powie*ść zamyka pani historią Adika, który później wyrasta na Adolfa Hitlera. A przecież tak niewiele brakowało, a mogło go nie być. Chłopiec, podczas zabawy z kolegami, wpada do rzeki. Tonie. Na ratunek przychodzi jednak sąsiad. Ten obraz pobudza wyobraźnię. Gdyby nie ofiarnie rzucający się do wody chłopiec może nie byłoby Auschwitz, nie byłoby kominów dymiących ludzkim prochem, nie byłoby ziemi krwawiącej od trupów... A może byłaby, bo urodziłby się inny Adik?*

Ta historia (o tym jak małego Adolfa Hitlera uratował z odmętów rzeki Inn jego kolega – sąsiad z góry, mieszkający w tym samym domu, w którym przez kilka lat mieszkała rodzina Hitlerów w Pasawie) to rzecz, którą znalazłam w książce niemieckiej pisarki urodzonej w Pasawie – Anne Rosmus. Autorka ta opisała ów wypadek, sama zadając to pytanie, które teraz stawia mi pani – co by było gdyby. Oczywiście nie mamy pojęcia. Ja też nie potrafię na nie odpowiedzieć. Ale za to wiem, że ceną, jaką zapłaciła Anne Rosmus za grzebanie w brunatnej przeszłości Pasawy był społeczny ostracyzm, który ostatecznie zmusił ją do emigracji do Stanów Zjednoczonych. I to też jest bardzo znamienne.

Rozm. Marta Brzezi*ńska-Waleszczyk*

d4gvs7d
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4gvs7d