Trwa ładowanie...
recenzja
18-05-2010 13:21

Aleksandry dojrzewanie płciowe i artystyczne

Aleksandry dojrzewanie płciowe i artystyczneŹródło: Inne
d1fuv25
d1fuv25

Szklanka na pająki Barbary Piórkowskiej to z jednej strony powieść interesująca, sprawnie opowiedziana i zapowiadająca – być może – kolejną dobrą książkę autorki, z drugiej jednak – nie brakuje tutaj także fragmentów banalnych, infantylnych i, niestety, źle napisanych. Powieściowy debiut Piórkowskiej wydaje mi się przede wszystkim „sympatyczny" i jest to określenie niekoniecznie nobilitujące. Jak dowiedziałem się dobrych kilka lat temu od znajomej, odpowiedzieć koledze, który pyta o to, jaka jest według nas jego wybranka serca, że właśnie „sympatyczna" nie jest rozwiązaniem zbyt szczęśliwym, gdyż bardziej stanowi rodzaj kulturalnego uniku niż szczerą recenzję. Czy podobnie jest w przypadku Szklanki na pająki?

Główną bohaterką powieści jest mieszkająca w Gdańsku Aleksandra, którą poznajemy w chwili jej narodzin (rok 1974 to także data urodzenia autorki), a nawet wcześniej, bo w poprzednim wcieleniu, kiedy to była mężczyzną z ogromnymi stopami. Kolejne rozdziały to kolejne rozdziały jej dzieciństwa, wczesnej młodości oraz pierwszych lat dorosłości: mieszkanie z babcią i dziadkiem w bloku z płyty, mroźne gdańskie zimy, przedszkole Marynarki Wojennej w Gdyni, pierwsze rysunki, przeprowadzka na Zaspę, pierwsze wykonane przez Olę malowidła ścienne („A chwilę później do pokoju wszedł ojciec. I to co później nastąpiło, nazwałam – już w liceum – mieszczańską krytyka awangardy"), założenie hodowli pająków, wczasy w górach i kolonie w jednostce wojskowej w Międzyzdrojach, pierwszy okres i inne „psikusy ciała", pierwszy stanik i pierwsza komunia, liceum i wizyta u ginekologa, matura i przekroczenie progu ASP, pierwsze miłosne próby i dalsze poszukiwania (przy czym miłość to tutaj nie tylko uczucia wobec chłopców i
mężczyzn, ale także - a może przede wszystkim – wobec Gdańska i jego skarbów, ze szczególnym uwzględnieniem kościoła Mariackiego).

W tle tych wszystkich prywatnych wydarzeń, domowych rewolucji i małych apokalips, dzieje się także Historia, ta, która już za moment trafi do podręczników i ksiąg pamiątkowych. Jest mieszkający w sąsiedztwie Lech Wałęsa, jest pielgrzymka Jana Pawła II do ojczyzny, są uczniowie dzielący się na tych, co za Solidarnością i na tych, co za partią, jest stan wojenny, jest w końcu rok 1989 i transformacja ustrojowa. W Szklance na pająki historia znana z podręczników pełni rolę drugo-, a może i trzecioplanową, gdyż najważniejsze jest – sugeruje autorka – to, co naprawdę wyjątkowe, nasze, osobiste, zgoła intymne. Owszem, również Historię tworzą pojedynczy ludzie, ale kto powiedział, że mniej istotne są nasze marzenia i wyobrażenia, zmysłowe postrzeganie świata, obserwowanie, przetwarzanie i opowiadanie od nowa barw, zapachów czy dźwięków naszego dzieciństwa, naszego dojrzewania płciowego i artystycznego, naszego miasta?

Jedną z największych zalet Szklanki na pająki jest jej – raz czarny, a raz szalony i niezobowiązujący – humor. Gratulacje należą się autorce chociażby za fragmenty poświęcone górskim wczasom, wizycie u pani ginekolog („Szminka dawała jej rdzawą księżycową poświatę, mogłam przysiąc, że poza godzinami przyjęć w swoim gabinecie resztę czasu spędzała na pożywianiu się krwią noworodków na oddziale położniczym") czy koszmarom związanym z bezduszną nauczycielką matematyki, panią Liszaj. Sama historia dorastania Oli może nie należy do szczególnie oryginalnych, ale też – paradoksalnie – najsłabszymi i najmniej udanymi jej momentami są te, w których Piórkowska próbuje opowiadaną historię nieco „podkręcić". Mowa o podejmowanych co jakiś czas próbach przełamywania konwencji realistycznej wstawkami fantastycznymi, surrealistycznymi i magicznymi. Głównej bohaterce nieustannie towarzyszą sprzeczający się aniołek i demon, nie bez znaczenia jest jej wspomnienie drugiej pępowiny („tak cienka i delikatna, że zupełnie
niewidoczna, łączyła mnie z lodowcem na Północy") i rozmowy prowadzone z Bałtykiem („Morze nie umie mówić, ale odpowie ci na wszystkie pytania, które ciśniesz mu w fale wślizgujące się w brzeg. Jeśli go posłuchasz, usłyszysz własny głos z odległej rybackiej miejscowości") oraz ze wspomnianym już kościołem Mariackim.

d1fuv25

Nie do końca rozumiem też po co narratorka opowiada nam o symbolice psa, morza, koloru czarnego czy znaczeniu imion. Jeszcze mniej przekonują mnie niektóre zdania skonstruowane przez Piórkowską, która od czasu do czasu przesadza z „ulirycznianiem" swojej historii, co prowadzi do powstawania takich nieznośnych, przerażających językowych stworów jak na przykład: „Przeżyć głód, to zostawić w pamięci rozsypane górskie kamienie. Na każdej ścieżce, przy każdym ruchu będziesz się potykać o tajemnicę szarą jak one. Głód jest jednak w środku pusty"; „[...] dziś przepraszam cię za wszystkie moje ziarna strachu. Przepraszam, zabieram je i rozsypuję pod fontanną Neptuna dla gołębi"; „[...] wiatrak, który przemierza w głębi czas, odcina ci końcówki włosów, aż stajesz się zupełnie łysy i rozpadasz się w proch na granulki nieistnienia". Zastanawiający jest też krótki romans Oli z Jackiem-listonoszem, który zdobywa ją po oddaniu swojej kanapki „bez kiełbasy, której nie lubił, bo był wegetarianinem, kanapkę z wielością
sera". Pierwszy raz Oli i Jacka odbywa się w „ciasnej uliczce między Mariackim a budynkiem plebanii i biura prasowego archidiecezji", ale już chwilę później młoda malarka przestaje odbierać telefon od ukochanego. Dlaczego? „Tak się bałam, że wyrzucisz mnie jak przeczytany list. Tak mnie dręczył twój niespokojny oddech, bo słyszałam też wyrównane westchnienia kościoła. Nie mogłam być z tobą i z Mariackim równocześnie". I wszystko jasne.

Mimo wszystko czyta się Szklankę na pająki szybko i bezboleśnie, a na pojedyncze nieznośne zdania i niezbyt szczęśliwe rozwiązania fabularne od biedy można przymknąć oczy. Czekam na drugą – wierzę, że dużo lepszą – powieść Piórkowskiej i na zachętę dorzucam gwiazdkę gratis.

d1fuv25
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1fuv25