Trwa ładowanie...
recenzja
25-05-2011 12:33

Afryka bez masek

Afryka bez masekŹródło: Inne
d1477z6
d1477z6

Tętniący mrocznym rytmem tytuł brzmi po polsku lepiej nawet, niż w oryginale. Do jakiej Afryki nas zaprowadzi? Literacka Afryka niedawno jeszcze przemawiała głosem miłej, lekko protekcjonalnej białej pani rzuconej w obcy świat: Karen Blixen , Stephanie Zweig , młodej Doris Lessing . Obecnie mamy do wyboru albo turystyczną cepeliadę: fotograficzne safari, nurkowanie na Zanzibarze, sentymentalną pannę młodą zakochaną w majestatycznym Samburu – albo reportaże z pól śmierci. Ludobójstwo, dzieci-żołnierze, epidemie, głód.

Autorzy, którzy zjeździli Afrykę wzdłuż i wszerz, mają skłonność do ślicznych obrazków albo apokaliptycznych obrazów. Patrick Besson, sądząc z redakcyjnej notatki, był w Afryce raz, ponad dwadzieścia lat temu, na kongresie pisarzy w Brazzaville, wysłany tam przez macierzystą redakcję dziennika, o wdzięcznej nazwie „Ludzkość”, czyli, nie da się ukryć, „L’Humanité” – i najwyraźniej zafascynowała go wówczas codzienność wielkiego miasta, Afryka bez masek. Trudno powiedzieć, ile w tej książce, która poza wszystkim jest kawałem naprawdę dobrej literatury, prawdy o współczesnej Afryce. Jej mozaikowa struktura i wielogłos bohaterów kryje tkankę, z której skonstruowano powieść – poza bogatym materiałem faktograficznym także autorskie fascynacje i wspomnienia sprzed lat oraz lektury w szerokim wyborze, choć pewnie nie najnowsze, od Romaina Gary po Cizię Zykë .

Brazzaville widziane oczami bardzo różnych bohaterów jest po części prawdziwym miastem, a po części kreacją literacką, taką po trosze Casablancą, gdzie jak w barze u Ricka spotykają się cienie z przeszłości, dawne i nowe miłości, złe sny i okrutne wspomnienia, a w tle toczą się wojny o surowce i gry wywiadów, a może tylko twory napędzanej marnym piwem wyobraźni?

Biznesmeni z Belgii i Francji, postarzała agentka sił specjalnych, rosyjska femme fatale po pięćdziesiątce i jej ciemnoskóry syn – filozof i malarz, afrykański establishment po europejskich uczelniach, ludzie pracy i ludzie władzy, Tutsi i Hutu, ekscentryczna narzeczona japońskiego dyplomaty – wszyscy oni tworzą splątaną sieć intryg i namiętności. Każde z nich opowiada swoją historię, z której splata się wielowątkowy, wielobarwny gobelin – kanwa powieści. Nie wszystkim należy wierzyć, nie wszystkim wierzyć warto, wraz z niektórymi z bohaterów czytelnik wodzony jest zmyślnie po tajemniczych zaułkach miasta i labiryntach fabuły i jeszcze długo po zamknięciu książki nie potrafi się uwolnić od wizji Brazzaville Patricka Bessona – miasta bez maski, miasta niezliczonych masek.

d1477z6
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1477z6