Trwa ładowanie...

Wędrowiec - recenzja komiksu wyd. Mandioca

Swoim "Wędrowcem" Peter Van den Ende rzuca wyzwanie naszej wyobraźni, bo z każdą kolejną lekturą liczba interpretacji tylko rośnie. Jedno pozostaje niezmienne: obłędne rysunki mnogością detali przyprawiające o istny zawrót głowy.

Wędrowiec, Mandioca, 2022Wędrowiec, Mandioca, 2022Źródło: Materiały prasowe
d3miue1
d3miue1

Tytułowy wędrowiec to papierowy stateczek unoszący się na falach targanego sztormami oceanu, w którego odmętach czyha niebezpieczeństwo uzbrojone w macki, kły i płetwy. Jaki jest cel jego niebezpiecznej podróży? Kim są tajemniczy twórcy łódeczki? To tylko jedne z wielu pytań, jakie nasuwają się podczas czytania, a ściślej rzecz biorąc przeglądania, tego niezwykłego albumu.

"Wędrowiec" to już drugi po "Jedynaczce" komiks wydany w barwach Mandcioczki, czyli dziecięcym imprincie Mandioki ("Raport Brodecka", "Shankar" czy "Blast"). To także kolejny niemy album w portfolio wydawnictwa, bo Peter Van den Ende całkowicie zrezygnował tu nie tylko z dymków, ale i onomatopei. Mało tego, poza dwoma wyjątkami, nie uświadczymy tu też kadrowania. Strony pokrywają wielkoformatowe, zamaszyste grafiki (jedno, czasem dwustronicowe) przedstawiające kolejne etapy wyprawy małego bohatera, z którym podziwiamy niezwykły, budzący ciekawość, ale i niepokój świat z pogranicza jawy i snu.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Komiks - renesans gatunku

Od strony formalnej "Wędrowiec" powala. Czarno-białe grafiki Van den Ende z jednej strony przywodzą na myśl XIX-wieczne marynistyczne litografie i misterne drzeworyty Dürera, z drugiej twórczość Shauna Tana, notabene cytowanego tu na okładce.

d3miue1

W praktyce oznacza to niezwykle czystą kreskę, strony uginające się pod milionem wycyzelowanych detali i perfekcyjną grę światłocieniem. Bestie z głębin, statki, rafa koralowa czy fale już dawno nie wyglądały tak zachwycająco.

Źródło: Materiały prasowe
Wędrowiec, Mandioca, 2022

Wszystko to sprawia, że biorąc do ręki "Wędrowca" mamy wrażenie obcowania z małym dziełem sztuki. To rzecz do kontemplowania, niezobowiązującego wertowania, ale i wielokrotnego odczytywania. Bo dzięki prostej formie i skupieniu się wyłącznie na narracji wizualnej Van den Ende daje nam możliwość niczym nieograniczonej interpretacji. Jest to więc rzecz wybitnie przeznaczona do wspólnej lektury z dziećmi. Zapewniam, że niejednej.

A samo wydanie? Tu zero niespodzianek. Swoim zwyczajem Mandioca oddaje nam na każdym poziomie produkt dopieszczony w najmniejszych detalach. Druk jest wyraźny i nasycony, a czarno-białe grafiki Van den Ende pierwszorzędnie prezentują się na grubej kredzie.

d3miue1

Grzegorz Kłos, dziennikarz Wirtualnej Polski

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
d3miue1
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3miue1