„Ta książka odmieniła moje życie”. Słyszałam to już miliony razy
Kiedy nie wiedziała, co zrobić ze swoim życiem, przeczytała „Alchemika”. Kilka miesięcy później przegadała z Paulem Coelho 12 godzin i namówiła go, by pozwolił jej wydać tę książkę w Polsce. Mimo iż nie miała wydawnictwa, a o rynku książki w Polsce nie wiedziała nic. Przez 3 lata sprzedała ledwie ponad 3 tysiące egzemplarzy. Ale się nie poddawała. I w końcu przyszedł przełom. Dziś wydawnictwo Barbary Stępień poszukuje „alchemików” wśród Polaków. A my rozmawiamy o jej niezwykłej znajomości z Paulem Coelho, sile oddziaływania jego książek, a także wielkich życiowych zmianach, za którymi zawsze kryje się ciężka praca.
Kiedy nie wiedziała, co zrobić ze swoim życiem, przeczytała „Alchemika” . Kilka miesięcy później przegadała z Paulem Coelho 12 godzin i namówiła go, by pozwolił jej wydać tę książkę w Polsce. Mimo iż nie miała wydawnictwa, a o rynku książki w Polsce nie wiedziała nic. Przez 3 lata sprzedała ledwie ponad 3 tysiące egzemplarzy. Ale się nie poddawała. I w końcu przyszedł przełom. Dziś wydawnictwo Barbary Stępień poszukuje „alchemików” wśród Polaków. A my rozmawiamy o jej niezwykłej znajomości z Paulem Coelho , sile oddziaływania jego książek, a także wielkich życiowych zmianach, za którymi zawsze kryje się ciężka praca.
Tomasz Pstrągowski: Jak doszło do tego, że została pani wydawcą "Alchemika"?
Barbara Stępień:To było 20 lat temu, w 1995 roku. Od zawsze marzyłam, by zostać wydawcą, ale wydawało mi się to niemożliwe. Mieszkałam na emigracji, we Francji, imałam się najróżniejszych zajęć, nie miałam pieniędzy, ani firmy. Przeczytałam wtedy „Alchemika” i zdałam sobie sprawę, że nie ma rzeczy niemożliwych. Książka zrobiła na mnie niesamowite wrażenie. Zapragnęłam ją przetłumaczyć, podzielić się nią z innymi. I nagle, niczym w antycznej tragedii, na moją korzyść zagrały miejsce, czas i okoliczności.
Przede wszystkim miałam szczęście, że byłam akurat w Paryżu, kiedy trwały tam targi książki, na które zaproszono Paula. Mnie udało się na nich znaleźć, gdyż jeden z polskich wydawców zatrudnił mnie jako tłumacza. Spacerując po targach, trafiłam na stoisko wydawcy Paula - Anne Carrière. Podeszłam do siedzącej przy nim pani i powiedziałam: „Nie mam jeszcze wydawnictwa, ale muszę wydać „Alchemika” w Polsce”. Bez wielkich nadziei zostawiłam tej pani mój numer telefonu. A następnego dnia zadzwoniła do mnie ta pani – okazało się, że to Anne Carrière we własnej osobie – i umówiła na spotkanie z Paulem Coelho w hotelu, w którym się zatrzymał. Rozmawialiśmy 12 godzin. I po tych 12 godzinach zgodził się dać mi prawa autorskie – zresztą po długich awanturach ze swoją agentką, która miała już umówionego wielkiego wydawcę w Polsce.
Dzisiaj myślę, że ta książka na mnie po prostu czekała. Miałam już niemal wszystko, co potrzeba do założenia wydawnictwa – nazwę, pomysł, logo. Brakowało tylko tego czegoś, tej kropli, która przepełnia czarę, i którą dla mnie okazała się ta prosta przypowieść o pasterzu, poszukującym swojego skarbu.
Jak, nie posiadając jeszcze wydawnictwa, zaplecza, ani fachowej wiedzy o rynku, udało się przekonać pani Paula Coelho, że to właśnie pani powinna wydać Alchemika?
To prawda, nie miałam pojęcia o polskim rynku książki. Od razu się zresztą do tego przyznałam. Ale Paulo zawsze powtarza, że w pewien sposób jesteśmy do siebie podobni. Kieruje nami intuicja. Jemu intuicja podpowiedziała, że komuś takiemu jak ja – początkującemu w tym biznesie – będzie bardzo zależało. Paulo zaufał temu, kto nic nie wie, więc musi o wszystko pytać, prosić o pomoc, pokazać swoją bezradność. I rzeczywiście, następne 3 lata spędziłam na poznawaniu rynku i żmudnej promocji. Byłam kaznodzieją. Myślałam tylko o tym, cały czas sprzedawałam „Alchemika”. O każdej porze dnia i nocy.
Bo proszę pamiętać, że „Alchemik” nie odniósł natychmiastowego sukcesu. Poznałam Paula w marcu 1995 roku, książka wyszła w listopadzie. Ale przez kolejne 3 lata sprzedawaliśmy około 1000-1200 egzemplarzy rocznie. Do dziś nie wiem, jak to się stało, że nagle zaskoczyło. Nie wiem, czy stało się to dzięki mojej wytrwałej pracy, czy dzięki mojemu niespożytemu entuzjazmowi, czy dzięki wielkiej pomocy księgarzy, którzy uwierzyli w moc tej książki i jej przesłania. Wiem tylko, że pewnego razu, 3 lata później, książka zaczęła się sprzedawać 10 razy lepiej niż wcześniej. Praktycznie w ciągu jednego miesiąca.
Na zdjęciu: Barbara Stępień i Paulo Coelho na Targach Ksiązki w Warszawie w 2000 roku
(img|587429|center)
Dlaczego Polacy pokochali wtedy Paula Coelho?
Do dziś nie potrafię udzielić odpowiedzi na to pytanie. Oczywiście można to tłumaczyć tym, że to po prostu świetne przesłanie, które płynie od świetnego pisarza. Paulo Coelho nie jest Williamem Whartonem, którego sukces był dość specyficznie polski. Coelho jest popularny na całym świecie. Tłumaczono go na 160 języków – w tym na baskijski czy bretoński. Jego książki dostępne są praktycznie wszędzie. Być może więc polski czytelnik nagle, po trzech latach, odkrył mistrzostwo „Alchemika”? Może właśnie wtedy był polskim czytelnikom potrzebny?
To od innej strony. Dlaczego pani się zakochała w „Alchemiku”? Do tego stopnia, że postanowiła zaryzykować wszystko, założyć wydawnictwo i wydać go w Polsce.
Byłam z Paulem na wielu spotkaniach autorskich. Nie tylko w Polsce, ale i we Francji, Estonii czy Hiszpanii. I na każdym spotkaniu, każdy powtarza: „Ta książka odmieniła moje życie”. Słyszałam to już miliony razy. Ja nie wiem, czy jakakolwiek książka może odmienić życie. Ale wiem, że w moim przypadku to była właściwa książka we właściwym czasie. Założenie wydawnictwa było moim marzeniem. Od dawna zbierałam doświadczenia, by je zrealizować. I wtedy przeczytałam tę książkę. Ujęła mnie swoją prostotą, baśniowością. Nie powiedziała mi oczywiście nic nowego, ale przecież nie tego oczekujemy dziś od książek, literatura przerobiła już wszystkie tematy. A „Alchemik” ma cudowny rytm – kiedyś Agnieszka Osiecka, która była pierwszą czytelniczką mojego tłumaczenia, powiedziała mi, że ta książka ma w sobie muzyczność, że jest jak refren piosenki. Więc kiedy przeczytałam „Alchemika” wiedziałam, że to jest ta książka, którą warto podzielić się z innymi.
Książki Coelho są bardzo często krytykowane. Strzela się do nich z największego kalibru – oskarżeniami o grafomanię, prostactwo...
Oczywiście. Paulo jest tak samo mocno nienawidzony, jak kochany. I to jest kolejna sprawa, której ja nie potrafię racjonalnie wytłumaczyć, mimo iż wielokrotnie próbowałam.
W 1998 roku wydałam w Polsce biografię Gorana Bregovića. On był wtedy w Polsce piekielnie popularny – jego płytę z Kayah słychać było na każdej dyskotece, w każdej restauracji, w każdej stacji radiowej. I w tym momencie zaczęła się do niego nienawiść. Człowiek lubi odkrywać, mieć poczucie, że tylko on i garstka wybranych zna jakiegoś artystę czy zjawisko. Natomiast, kiedy ktoś zaczyna być bardzo popularny, przykleja się mu wszystkie możliwe łatki. Wypatruje się każdego potknięcia.
I chyba podobnie było z Paulem. W pewnym momencie był już wszędzie. Był cytowany w reklamach filmów, psychologowie polecali „Alchemika” do terapii, dzieci wybrały go jako lekturę nadobowiązkową. Cały czas się mówiło się o Paulo Coelho, każdy chciał z nim zrobić wywiad. A takiego człowieka łatwo jest atakować. Mówić, że to wszystko już było. Że to prostackie.
Miała pani okazję poznać osobiście jednego z najpopularniejszych pisarzy na świecie. Ba, przyjaźnią się państwo. Jakim człowiekiem jest Paulo Coelho?
Niezwykle otwartym i uczynnym.
Nigdy nie zapomnę, jak w 1995 roku, gdy już dał mi prawa do „Alchemika” i postanowiłam założyć w Polsce wydawnictwo, zainteresował się moją przeprowadzką z Paryża do Warszawy. To się oczywiście wiązało z cała masą problemów logistycznych – pakowanie, przewóz... I nagle dzwoni do mnie telefon i słyszę Paula: „Przejeżdżam do Europy. Jak chcesz, to wynajmę samochód i pomogę ci zawieźć te rzeczy”. Oczywiście odmówiłam, nie chciałam robić kłopotów. Ale Paulo to bardzo wytrwały człowiek, który zawsze stara się realizować swoje pomysły. Po pewnym czasie dzwoni do mnie i mówi: „Basia, jestem we Francji, jutro idę wynająć samochód, jak duży ma być?” A proszę pamiętać, że w tamtym momencie to nie była dla mnie osoba, którą znałam 100 lat. To był człowiek, którego widziałam wcześniej 3 razy w życiu.
Ostatecznie nie przewiózł mnie wtedy, bo żadna firma nie chciała wypożyczyć samochodu na podróż do Polski. Trwało wtedy u nas szaleństwo kradzieży aut i po prostu się bali.
Drugi przykład. Gdy urodziła się moja córeczka, zadzwonił do mnie z informacją, że chce być ojcem chrzestnym i przyjeżdża do Warszawy. „ Powiedz mi tylko kiedy” – usłyszałam. A jako że sama jestem niechrzczona, zorganizowanie chrzcin dla mojego dziecka wcale nie było łatwe. Ba, nie byłam nawet mężatką! Wszystkie okoliczne probostwa mi najzwyczajniej w świecie odmawiały. Ale Paulowi nie dało się tego przetłumaczyć. Gdy dzwoniłam i mówiłam, że to niemożliwe, słyszałam, że wszystko mu jedno, on za tydzień będzie w Warszawie i ja mam w tym czasie zorganizować chrzciny. No i się udało. Poszłam do najstarszego kościoła na Nowym Mieście w Warszawie – tego pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny - i tam po prostu zapytali mnie o termin. Marysia została ochrzczona, a jej ojcem chrzestnym jest Paulo Coelho.
Na zdjęciu: Paulo Colho i Marysia Stępień
(img|587432|center)
Z okazji 20-lecia wydania „Alchemika” zorganizowała pani konkurs na Nagrodę Alchemika – dla człowieka, który odmienił swoje życie. Skąd ten pomysł?
Promując książki Paula niezliczoną ilość razy słyszałam: „Ta książka zmieniła moje życie”. O lat chciałam więc zadać pytanie: „Jak ta książka zmieniła twoje życie?” Myślałam o tym długo i w końcu stwierdziłam, że może wcale nie chodzi o jedną książkę, tylko o odwieczną potrzebę odnalezienia siebie, która w pewien sposób dotyczy nas wszystkich. Chcemy po prostu być sobą, czuć się na swoim miejscu, nie mieć poczucia, że nasze życie jest czymś więcej, niż to w co próbowali nas wtłoczyć, w dobrej lub w złej wierze nasi rodzice, szkoła...
Stwierdziłam, że warto docenić ludzi, których podziwiamy. Wszyscy mamy takich wokół siebie. Ludzi, którzy zrobili coś niesamowitego, coś co wymagało niezwykłej odwagi, coś czego im zazdrościmy, co sami chcielibyśmy zrobić. Warto ich docenić. Może dzięki temu więcej ludzi uwierzy, że taka wielka pozytywna, życiowa zmiana jest możliwa.
Naprawdę pani wierzy, że każdy ma okazję, by zmienić swoje życie? Nie jest trochę tak, że ci, którzy trafili gorzej, nie mają tej szansy?
Jest tylu ludzi, którzy wychodzą z głębokiej biedy. Ludzi w beznadziejnych życiowych sytuacjach, którym się udaje. Ale proszę pamiętać, że nie stoi za tym żadna tajemna siła, ani mistycyzm. Tylko cholernie ciężka praca. Trzeba umieć słuchać, umieć prosić o pomoc. Trzeba bardzo chcieć, ale w tym chceniu musi być ukryta ciężka praca. Bez niej nikt nie rzuci nam koła ratunkowego. Nie zjawi się żaden czarodziej ze swoją magią.
Dla pani tym momentem przemiany było spotkanie z Paulo Coelho?
Kiedy poznałam Paula byłam człowiekiem, który wciąż coś zmieniał w swoim życiu. Miałam bardzo wiele zawodów. Kilka razy podejmowałam studia. Podróżowałam, szukałam siebie. To, że nagle się zatrzymam i określę, wydawało mi się nieosiągalne. Zawód wydawcy wydawał mi się spełnieniem marzeń.
Nie powiedziałabym jednak, że odmieniło mnie samo spotkanie z Paulem. Raczej spotkanie z „Alchemikiem” i poprzedzająca je podróż przez Ekwador. Odwiedzałam przyjaciela mojej rodziny mieszkającego w puszczy amazońskiej. Obległy mnie dzieci i zaczęły zadawać pytania. Najprostsze: „Kim jesteś? Skąd jesteś?” Nie potrafiłam odpowiedzieć. Musiałam tłumaczyć, że jestem z Polski, ale tak naprawdę mieszkam w Paryżu. Robię dziwne rzeczy, wciąż się uczę. Zapragnęłam to zmienić, mieć prostą odpowiedź. „Jestem Polką, mieszkam w Polsce”. Lata 90. to był czas wielkiej obietnicy. Wiary, że w Polsce wszystko jest możliwe. Francja wydawała mi się okrzepła, wszystkie miejsca były przez kogoś zajęte. A tutaj każdy mógł się wymościć. Uszczknąć coś dla siebie. Kiedy więc przeczytałam „Alchemika” uwierzyłam, że powinnam wracać.
Może to dlatego, z powodu tego ducha czasu, „Alchemik” trafił w Polsce na tak żyzny grunt?
Na pewno. Ale chyba nie tylko. Bo przecież dzisiaj, gdy Polska jest zupełnie inna, wciąż jest miejsce dla twórczości Paula. Owszem, „Alchemik” sprzedał się w 800 tysiącach egzemplarzy, ale najnowsza książka też sprzedaje się rewelacyjnie i osiągnęła pułap 110 tysięcy egzemplarzy. To mnie wciąż zadziwia.
Na stronie internetowej Drzewa Babel zachwyciła mnie sekcja z komentarzami. Jest pełna szczerych podziękowań ludzi, którzy czytają wydane przez państwa książki.
Zazwyczaj ludzie, gdy dowiadują się, że wydałam „Alchemika”, reagują z niezwykłym entuzjazmem, mówią mi niesamowite rzeczy. „Ja bym chciała tańczyć”, „Ja bym chciała zostać lekarzem”...
Można „Alchemika” nie lubić, można tej książce wiele zarzucić. Ale nie można zaprzeczyć, że jest to książka, która bardzo bezpośrednio mówi do ludzi. Bardzo na nich oddziałuje. To nie jest tylko bestseller, który nagle jest i przemija. Są książki, które mają swój czas. I czas „Alchemika” trwa bardzo długo. Wciąż powraca na listy najlepiej sprzedających się książek, ostatnio chyba 3 lata temu wybuchła na niego moda. Być może inne książki Paula przeminą, ale „Alchemik” zostanie. Jak „Mały Książę”.
Na zdjęciu: Paulo Coelho na festiwalu w Cannes w 2012 roku
(img|587431|center)
W jury nagrody zasiada Krystyna Janda. Jak udało się pani ją zwerbować?
Krystyna Janda od lat gra po mistrzowsku monodram na postawie książki „Ucho, gardło, nóż” Vedrany Rudan, która ukazała się nakładem naszego wydawnictwa. Dzięki temu jesteśmy w kontakcie. Gdy więc wpadliśmy na pomysł nagrody, od razu pomyśleliśmy o pani Krystynie. Ona jest alchemiczką – to jest wariactwo, żeby bez pieniędzy, zastawiwszy dom, próbować założyć własny teatr. I myślę, że dlatego było tak łatwo przekonać ją do tego szalonego pomysłu.
A skąd dwóch pozostałych członków jury – Łukasz Jakóbiak i Tomasz Mackiewicz?
To ludzie, którzy są alchemikami.
Pamiętam, gdy odkryłam program pana Łukasza, "20m2". Nie znałam go wcześniej. Nagle uderzyło mnie, że to jest człowiek, który musiał się bardzo zawziąć, żeby osiągnąć to, co osiągnął. Tysiąc razy musiał się nie poddać. Budzić się rano po porażce i mimo wszystko iść do przodu. Zaimponował mi, po prostu.
Zaś za Tomaszem Mackiewiczem stoi niezwykła historia człowieka, który był już na samym dnie, ale udało mu się z niego wydźwignąć na szczyt. I to dosłownie na szczyt, bo wspina się dziś na najwyższe góry. Proszę pamiętać, że to jest człowiek, który miał bardzo wielkie problemy z narkotykami. On się musiał sam za kudły wyciągnąć ze swojego bagna.
Pani też zasiada w jury. Co jest dla pani najważniejsze, przy ocenie kandydatur?
Od samego początku toczymy walki o nominowanych. Spodziewaliśmy się, że będzie trudno ich znaleźć. Tymczasem do tej pory przyszło ponad 100 liczących się kandydatur. Musieliśmy więc ustalić pewne reguły. Po pierwsze, najwięcej ludzi rzuca wszystko i wyjeżdża na wieś. To już jest trend, dlatego zależało nam, by takich ludzi niejako uniknąć. Po drugie, chcieliśmy by chodziło o prawdziwą zmianę, dlatego raczej unikać będziemy ludzi młodych. Dla nich zmiana to rzecz w pewien sposób naturalna, oni cały czas jeszcze się określają, kształtują swoją przyszłość. Nam zależało na ludziach, którzy musieli coś stracić.
Wydała pani „Alchemika” 20 lat temu. Jak on odmienił pani życie?
Dowiedziałam się o sobie rzeczy, o których nie miałam pojęcia. Pokazał mi, że dużo ode mnie zależy. I to jest bezcenne.
Więcej o Nagrodzie Alchemika możecie przeczytać tutaj . Sylwetki trójki nominowanych do Nagrody Alchemika możecie przeczytać tutaj: Michał Woroch , Joanna Ciszewska , Jan Steckiewicz